Centrum Warszawy. Jan Englert z żoną aktorką Beatą Ścibakówną (43 l.) i przyjaciółmi miło spędzają czas w restauracji. Delektują się sushi i czymś nieco mocniejszym. Englert sięga po piwo.
Pije powoli, smakując każdy łyk złocistego napoju z pianką. Robi się jednak późno i czas wracać do domu. Obok czeka zaparkowany samochód. I nagle... oczom nie wierzymy. Za kółkiem siada pan Jan! Siada i rusza!
Przeczytaj koniecznie: Kolejny SKANDAL u Englerta! Grzegorz Małecki wolał grać w serialu niż w teatrze
- To nieprawda. To nie ja prowadziłem. Żona prowadziła. Nie przypominam sobie takiego zdarzenia - tłumaczy się Jan Englert w rozmowie z "Super Expressem".
Ale gdy słyszy zapewnienia, że to jednak on siedział za kółkiem, Englert mięknie.
- Nawet jeżeli piję piwo, to mogę zaręczyć, że nie piję piwa w ilościach, które by były godne tego, żeby się tym zajmować. Proszę następnym razem łapać mnie natychmiast z alkomatem.
Tego robić nie będziemy, ale radzimy wziąć taksówkę do domu.