Życie pana Tadeusza zawaliło się dokładnie 13 lipca. To wtedy rozpędzone BMW, które pod wpływem kokainy prowadził Dariusz K., dosłownie zmiotło z przejścia dla pieszych przechodzącą kobietę. Pani Ewa nie miała szans na przeżycie. Jej mąż do tej pory nie może uwierzyć, że tak nagle stracił ukochaną żonę. - Ciężko jest, człowiek został sam jak palec - mówi ze smutkiem w rozmowie z "Super Expressem".
Pan Tadeusz nie wyobraża sobie, że mógłby kiedykolwiek wybaczyć Darkowi to, że zabił jego Ewę. - Nie jestem mściwy, ale na pewno mu nie wybaczę. Trzeba go ukarać, niech zobaczy, jak wygląda życie. Jak mu chłopaki dadzą czadu w tym kiciu, to zobaczy. Może to będzie przestroga dla innych, dla tych, którym się wydaje, że są nietykalni - dodaje. Mimo że od wypadku minęło już tyle czasu, emocje z nim związane wciąż są bardzo silne. Pan Tadeusz nieraz wraca do tych trudnych chwil.
- Policja przyszła do mnie do domu po 40 minutach od wypadku. Gdy przyjechałem na miejsce, to Dariusza K. już nie było. Może i dobrze, że go nie widziałem, bo się mniej denerwowałem. Bić się z człowiekiem na ulicy nie będę - opowiada. Wbrew plotkom nikt nie proponował Janiszewskiemu żadnych pieniędzy w formie zadośćuczynienia. - Nikt z jego rodziny się ze mną nie kontaktował i nie proponował pieniędzy. Ale nawet gdyby się zgłosili, to nie podjąłbym z nimi rozmowy - dodaje. Rodzina pani Ewy także nie może pogodzić się z jej śmiercią. Była cudowną mamą, babcią i żoną. - Żona bardzo się opiekowała wnuczkami. Jedna z nich, trzyletnia, rozumie, co się stało i nie chce do mnie przychodzić. Może czas wszystko uleczy... - wzdycha mąż ofiary Dariusza K.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail