Nie zagrałby Franka Dolasa, gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności. Rola uczyniła z Kociniaka gwiazdę, ale omal nie przypłacił jej życiem!

2023-11-25 8:34

Choć życie często boleśnie go doświadczało, Marian Kociniak po mistrzowsku potrafił bawić miliony. Największą sławę przyniosła mu komedia „Jak rozpętałem II wojnę światową”, sukces miał jednak swoją cenę, rola Franka Dolasa - choć otworzyła mu drzwi do wielkiej kariery, na zawsze już go zaszufladkowała. To jednak nie jedyny problem, jakiego przysporzyła aktorowi.

Rola pechowego żołnierza, Franka Dolasa, który na skutek wielu niefortunnych zbiegów okoliczności, trafia na kolejne fronty II wojny światowej, zapewniła Kociniakowi status gwiazdy polskiej komedii. Pogodą ducha aktor zarażał także prywatnie, wśród znajomych uchodził bowiem za duszę towarzystwa. Tylko ci, którzy znali jego historię, zdawali sobie sprawę, jak wiele przez lata musiał wycierpieć.

Walka o przetrwanie

Aż trudno uwierzyć, jak żartobliwie Kociniak potrafił opowiadać na ekranie o wojennej rzeczywistości, biorąc pod uwagę, jak koszmarne przeżycia sam wyniósł z okresu okupacji. Wojna pozbawiła go bowiem szans na beztroskie dzieciństwo. Już jako kilkulatkowi przyszło mu doświadczyć głodu, strachu, skrajnej biedy i ciężkich chorób. - Chodziły po nas tysiące wszy. Miałem na głowie krwawy czerep, nie było lekarstw, matka zrywała mi go — wspominał po latach.

Droga na scenę

Gdy opadł wojenny kurz, młody Marian musiał zacząć myśleć o swojej przyszłości, nie od razu jednak zainteresował się aktorstwem. Początkowo miał zostać ślusarzem, ostatecznie jednak trafił do technikum lotniczego.

Przyjaciele wspominają Mariana Kociniaka. Wybitny aktor dostał rondo w Warszawie

To właśnie tam po raz pierwszy zetknął się z teatrem, a pasja, którą wówczas w sobie odkrył, zachęciła go, by studiować w warszawskiej szkole teatralnej, nawet wbrew woli rodziców, którzy uważali aktorstwo za zbyt niepewny zawód. Udało mu się ich przekonać do swojej drogi życiowej dopiero, gdy zobaczyli syna na scenie podczas spektaklu dyplomowego. Niestety nie dane im było doczekać jego największych sukcesów. Marian Kociniak szybko dość wcześniej musiał pochować oboje rodziców w krótkim odstępie czasu.

Niespodziewany triumf

Już od początku lat 60. zaczął pojawiać się na małym i dużym ekranie, m.in. w takich hitach jak „Niewinni czarodzieje”, czy „Stawka większa niż życie”, długo jednak musiał zadowalać się jedynie niewielkimi rolami. Na rolę na miarę swojego talentu musiał czekać niemal dekadę. Wówczas, gdy okazało się, że Wojciech Młynarski musiał odrzucić propozycję Tadeusza Chmielewskiego, by zagrać zabawnego pechowca w komedii „Jak rozpętałem II wojnę światową”, wybór padł na nieznanego jeszcze wówczas szerszej publiczności Kociniaka. Aktor szybko udowodnił, że jest do tek roli wręcz stworzony.

Niestety pech, który prześladował filmowego bohatera, dopadł także samego Kociniaka. Wśród wielu problemów, który pojawiły się na planie produkcji, najpoważniejszym okazał się wypadek, któremu uległ aktor. Leczenie utrudniał nie tylko fakt, że do sytuacja miała miejsce za granicą, ale sam sposób leczenia, przez co Kociak omal nie zrezygnował z roli. W szpitalu w Odessie nabawił się bowiem półpaśca. - Lekarze zamiast postawić mnie na nogi, tak mnie leczyli, że bałem się, iż mnie uśmiercą – wspominał po latach.

Nuta goryczy

Rola Franka Dolasa uczyniła z niego prawdziwą gwiazdę, a na kolejne propozycje nie musiał już długo czekać – pamiętne kreacje stworzył m.in. w „Janosiku”, „Dantonie” czy „Panu Tadeuszu”, do końca życia nie udało mu się jednak pozbyć łatki, którą zyskał po premierze filmu Chmielewskiego.

- Zagrałem setki ról dla mnie istotniejszych, a jestem kojarzony ciągle tylko z Dolasem – skarżył się po latach w jednym z wywiadów. Gorycz podsycał fakt, że nigdy później już nie miał szansy stworzyć równie kultowej postaci. Pod koniec życia przyznawał jednak, że sympatia kolejnych pokoleń widzów, którzy go za nią pokochali, jest jednak dla niego źródłem dużej satysfakcji.

Ostatni raz na ekranie pojawił w 2013 r. w serialu „Głęboka woda”. Coraz bardziej pogarszający się stan zdrowia nie pozwalał mu już grać, na szczęście niemal do końca mógł liczyć na wsparcie ukochanej żony Grażyny. To ona nadawała jego życiu sens. Gdy odeszła w 2016 r., aktor wytrzymał bez niej tylko miesiąc.

Emisja w TV:

"Jak rozpętałem II wojnę światową", sob., godz. 20.00 w TVP Historia

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają