Charlize Theron jest wcieleniem doskonałości fizycznej, ale jej nie lubi. Jest wyjątkowo zdystansowana do powabów własnego ciała. Jak na byłą modelkę i gwiazdę Hollywood okazuje niezwykły rozsądek.
- Nie chcę być idolką od wszystkiego! - podkreśla aktorka. - Mnie inspirują ludzie, którzy żyją swoim życiem i przeżywają je dobrze. Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. To nie takie trudne. Nie oszukuj innych ludzi. Ciesz się życiem, podróżuj, baw się - wykłada swoje credo.
Theron nie wdaje się w skandale, nie ćpa, nie bywa w modnych klubach, nie zapija sławy alkoholem... Przyznaje się tylko do jeden fobii - nie znosi bałaganu.
- Nie mogę spać, gdy zauważę, że w mojej szafie nie ma porządku.
Długo też sen z powiek spędzała jej chęć udowodnienia, że jest dobrą aktorką. Dlatego nie cofała się przed dramatycznymi rolami kobiet skłóconych z życiem, ze sobą, sponiewieranych, brzydkich. Za rolę seryjnej morderczyni w obrazie "Monster" dostała Oscara. I chyba odetchnęła.
Zagrała w kilku komediach z gatunku tzw. romantycznych, w tym w "Miłosnej ruletce" (2002) - o dwóch parach, dla których wspólne wakacje stają się próbą trwałości ich więzi. Nie zebrała złych recenzji, chociaż przed zagraniem roli Candy mówiła:
- Nie wiem, czy jestem dość utalentowana, aby zagrać w komedii romantycznej.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Charlize już wie, że umie zagrać role dramatyczne i lekkie, komediowe, ale chciałaby spróbować połączenia obu tych gatunków, sprawdzić się w postaci noszącej w sobie rys tragiczny, ale pokazany zabawnie, farsowo.
- Uwielbiam komedie braci Coen i Gusa Van Santa. Może kiedyś będzie mi dane zagrać w filmie tego pokroju - marzy Theron. Pewnie jej się uda.