Nie zobaczę, jak dzieci pójdą do szkoły

2008-08-28 9:00

Krzysztof Ziemiec (41 l.) powoli wraca do zdrowia.

Rany po poparzeniach, których doznał w trakcie pożaru w jego domu na warszawskim Ursynowie, wciąż są owinięte bandażami. Jednak to nie one sprawiają dziennikarzowi największy ból. Ziemiec nie może się pogodzić z tym, że nie będzie mógł towarzyszyć swoim dzieciom, gdy 1 września po raz pierwszy pójdą do szkoły i przedszkola.

- Najbardziej ubolewam, że nie będę towarzyszył Mani (7 l.) na rozpoczęciu roku. Idzie do pierwszej klasy. Jest mi też przykro, że nie zobaczę, jak Franio (3 l.) zaczyna przedszkole - ze smutkiem w głosie mówi "Super Expressowi" Krzysztof Ziemiec.

Pierwszy spacer z rodziną

Dziennikarz, choć zawsze był bardzo zapracowany, w najważniejszych momentach życia swoich dzieci starał się być przy nich. Teraz jednak nie będzie to możliwe. Zbyt długie chodzenie, stanie, a nawet siedzenie sprawia mu ból. Każda, nawet najprostsza czynność wymaga olbrzymiego wysiłku.

Ziemiec jednak się nie poddaje. Gdy tylko może, stara się dzieciom sprawić przyjemność. Pomimo bólu i zmęczenia ostatnio wyszedł z nimi i żoną Danutą na pierwszy od tragicznego wypadku spacer.

Aż miło było popatrzeć na dumnego ze swoich pociech ojca, który z uznaniem patrzył, jak Franek doskonale jeździ na hulajnodze, a Mania (7 l.) i Ola (5 l.) zgodnie grają w klasy. Zemiec wodził za nimi oczami, tak jakby chciał przyłączyć się do zabawy.

Blizny znikną dopiero za rok

Na razie, choć o lasce, tylko trochę z dziećmi pospacerował.

- Do końca września będę chodzić na rehabilitację. Bardzo mi pomaga - opowiada Krzysztof. - Samodzielnie mogę robić już więcej rzeczy. Mniej problemu sprawia mi poranna toaleta. Mogę sam się ogolić, umyć zęby - cieszy się z postępów leczenia.

Choć od tragicznego pożaru minęły już ponad dwa miesiące, wspomnienia tego dramatu wciąż są żywe. Ziemiec teraz powoli uświadamia sobie, jakie piekło przeżył i ile mógł stracić.

- Przecież mogłem spalić się tam żywcem - wyznaje. - Po wypadku czułem się, jakbym był już u schyłku swojego życia - ze wzruszeniem dodaje pan Krzysztof.

Dziennikarz miał poparzone około 40 procent powierzchni ciała. Rany goją się powoli. Jest nadzieja, że znikną, ale najwcześniej za rok. Teraz chory musi zakładać specjalne silikonowe rękawiczki, a już niedługo Ziemiec będzie nosił specjalne ubranie, które ułatwi gojenie się ran na ciele.

- Czuję się już coraz lepiej. Kilka dni temu pierwszy raz przeczytałem dzieciom bajki na dobranoc.

Wcześniej byłem na to za słaby. Widać postępy w leczeniu - nie traci wiary dziennikarz.

Na razie Ziemiec nie myśli o powrocie do pracy.

- Może pod koniec roku wrócę. Teraz jest to niemożliwe. W dzień chodzę na rehabilitację. Nie mogę pisać na komputerze, próbuję długopisem, ale z moimi obrażeniami rąk to bardzo trudne - wyznaje Ziemiec.

Teraz za to kochający tata może więcej czasu poświęcić dzieciom. I za rok, 1 września na pewno odprowadzi je do szkoły.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki