Maria Koterbska i Jan Frankl byli ze sobą blisko 80 lat. Pięć lat temu legenda polskiej piosenki w rozmowie z "Super Expressem" wyznała, że jej mąż miał udar, a ona cały czas się nim opiekuje.
- Mąż jest po udarze, a ja... ja się trzymam - nie mam wyjścia. Normalnie sobie żyjemy, mąż jest bardzo chory, a ja się nim opiekuję. Na szczęście możemy liczyć na najbliższych, nie zapominają o nas. Ja już nie wychodzę z domu. Przyjaciele czasami zabierają mnie na zakupy, do lekarza samochodem. Mogę o sobie powiedzieć, że jestem żelazną damą. Udaję, że mam siłę - powiedziała nam.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Pogrzeb Marii Koterbskiej. Urna z prochami artystki i wzruszające wspomnienia księdza [RELACJA]
Kiedy w poniedziałek media obiegła smutna informacja o śmierci Marii Koterbskiej, wszyscy zaczęli zadawać sobie pytanie, kto teraz zajmie się jej schorowanym mężem. Okazuje się, że mężczyzna zmarł kilka miesięcy wcześniej. - Tata zmarł w ubiegłym roku - powiedział "Super Expressowi" syn małżonków, Roman Frankl (67 l.).
Mężczyzna odszedł 14 lutego 2020 r. Został pochowany na cmentarzu rzymskokatolickim w parafii Pw. Św. Mikołaja w Bielsku-Białej. W tym samym grobie spocznie w piątek Maria Koterbska.
Wybitna artystka tęskniła za mężem. - Rodzice byli razem przez prawie 80 lat. Bardzo się kochali. Mama bardzo przeżyła jego śmierć, mimo, że byliśmy przygotowani na jego odejście. Tata 10 lat przed śmiercią miał udar i jeździł na wózku. Mama się nim zajmowała. Spędzali z mamą wiele godzin na rozmowach, żartach i czytaniu książek - opowiada nam pan Roman. - Dwa lata przed śmiercią tata nie miał ochoty już wstawać z łóżka. Kiedy zmarł, mama była bardzo smutna. Strata osoby, z którą spędziło się tyle lat musi być straszna - dodaje.