Niechcic z Nocy i Dni: Nie mogę tego filmu oglądać

2015-09-18 4:00

"Noce i dnie" okazały się najlepszym filmem czterdziestolecia Festiwalu Filmowego w Gdyni. Publiczność przyznała mu Diamentowe Lwy. Dlatego trudno uwierzyć w to, że Kazimierz Mazur (67 l.), odtwórca roli Tomasza Niechcica, nie może go oglądać. W rozmowie z "Super Expressem" zdradza dlaczego.

- "Noce i dnie" to zdecydowanie hitowa produkcja. Jak pan po tylu latach podchodzi do tego?

- Ja tego filmu nie mogę oglądać. Zauważyłem nieprawdopodobny upływ czasu. To najbardziej boli. Jak się ma dwadzieścia pięć lat, to człowiek się cieszy, że w takim filmie zagrał. Koleżanki mówią: "W pytę, znakomicie, rewelo", ale jak się jest teraz rok młodszym od Starego Miasta, to niestety człowiek widzi tę pędzącą życiową karuzelę, przynajmniej w moim życiu jest ona ogromna. W tak zwanej stop-klatce widzę, że wewnątrz silniki świetnie pracują dalej, ale czas jest inny. Została mi tylko ta sama fryzura...

- Grał pan niezłego nygusa. W życiu prywatnym był pan podobny do Tomaszka?

- Ja byłem bardzo subordynowanym człowiekiem. Do tej pory mam zasadę nierobienia nikomu krzywdy. To nie wynika z tego, że babcia goniła mnie do kościoła (śmiech), tylko mam tak od urodzenia. Faktem jest to, że pozwalałem sobie na to, aby to ktoś robił mi krzywdę.

- Po "Nocach i dniach" wszyscy myśleli, że będzie pan wielką gwiazdą. A pan zniknął. Dlaczego?

- To jest pytanie z serii "dlaczego nie zrobił pan kolejnych 25 seriali?". Otóż telefon nie dzwonił. Rola Tomasza Niechcica nie rzutowała na moją karierę. Zagrałem w serialach "Dyrektorzy", "Daleko od noszy" itd. Sporo się tego zebrało, ale nie były to duże, znaczące role w moim życiu. Mnie ciągnęło do estrady, muzyki, dlatego się tym zająłem. Sporo nagrywałem, współpracowałem z Orkiestrą RTV Jerzego Miliana. Potem zrobiłem swój własny Teatr Esperanto KUNE. Kilka lat później moja żona, Katarzyna Gaertner (73 l.), mnie capnęła i kazała robić tylko i wyłącznie muzyczne przedstawienia.

- Z tego, co pan mówi, jest pan człowiekiem spełnionym. Rozumiem, że nie żałuje pan, że aktorstwo zeszło na dalszy plan?

- Absolutnie nie. Mnie muzyka zawsze fascynowała. Chodziłem do szkoły muzycznej i grałem na skrzypcach. Jednak w wieku 18 lat je złamałem i od tamtego czasu nie wróciłem do tego instrumentu. Teraz, gdyby ktoś mi kazał zagrać, chybabym nic nie zagrał, bo mam zdrętwiałe palce. Poza tym nie chciałbym dotykać tego instrumentu. Jednak gra na nich dała mi łatwość pracy na scenie muzycznej. Mam pojęcie o tym, co robię, bo nie mam drewnianego ucha.

Zobacz: Noce i dnie: Gdyby nie Holoubek nie byłoby serialu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki