Krzysztof Krawczyk kochał Święta Bożego Narodzenia i dbał o to, by w jego domu zawsze były wyjątkowe i muzykalne. Po Wigilii cała rodzina zasiadała przy choince i rozpalonym kominku by wspólnie zaśpiewać kolędy. - To była nasza tradycja. Po kolacji było przymusowe śpiewanie kolęd. Ponieważ śpiewaliśmy na pasterce, to była nasza rodzinna próba generalna. Kolędy śpiewało się co roku z tekstami w rękach - mówi "Super Expressowi" pani Ewa Krawczyk. I choć nie wszyscy potrafili śpiewać, artysta nie zwracał na to uwagi. Liczyła się świąteczna atmosfera i wspólnie spędzony czas. - Nie mam muzykalnej rodziny, wręcz wszyscy lubią fałszować. Krzysztof przymykał na to oko, mówił "Dziewczyny ja dziś nie słyszę tego fałszu. Moje uszy to przeżyją" - wspomina wdowa po piosenkarzu.
Wzruszająca historia
I choć Krzysztof Krawczyk lubił wszystkie kolędy, to miał swoją ulubioną. - Kiedy byłam ciężko chora i leżałam w szpitalu, Krzysztof bardzo dużo się modlił, bym szybko wyzdrowiała. W tym czasie nagrywał w studio kolędę "Lulajże Jezuniu, moja perełko". Ta kolęda była jego osobistą i ulubioną. Bardzo się wzruszał przy jej śpiewaniu. Ta kolęda zawsze mu przypominała, że wyszłam z tego - dodaje Pani Ewa.
Tę i wiele innych kolęd, znajduje się na płycie "Krzysztof Krawczyk. Najpiękniejsze polskie kolędy", która będzie do kupienia 15 grudnia razem z "Super Expressem".
ZOBACZ: Tak mieszkał Krzysztof Krawczyk. Żona zaprosiła nas do ich domu. "On ciągle tu żyje" [WIDEO]