Dziesiąta rocznica znajomości Mariny Łuczenko i Wojciecha Szczęsnego zbiegła się z jej występem podczas 60. KFPP w Opolu. Podczas tego najważniejszego dla wokalistki festiwalu towarzyszył jej mąż i synek Liam. Para świata poza sobą nie widzi, ale początki ich wspólnej drogi wcale nie były łatwe. Marina nie od razu uwierzyła w szczere intencje Wojtka, ale na szczęście nie dała mu kosza. - Dziesięć lat temu 9 czerwca pierwszy raz poszliśmy na randkę. Rocznicę świętowaliśmy w Opolu. To też nie było tak, że od razu byliśmy razem. Śmiejemy się, że minęło dziesięciolecie od naszego poznania, ale relacja i związek narodził się po czterech miesiącach… chodził, chodził i wychodził - mówi „Super Expressowi” Marina Łuczenko-Szczęsna. Opowiada też jakimi słowami ją zaskoczył. - Na pierwszej randce powiedział: „ty jeszcze tego nie wiesz, ale będziesz moja żoną”… starał się tak jak nikt się o nas nie starał i patrzył tak jak nikt na mnie nie patrzył. Był takim prawdziwym „alfą”. Złapał mnie i po prostu doprowadził do ołtarza. Był bardzo męski.. Pokazał cechy, których ja wcześniej nie widziałam u żadnego mężczyzny - wspomina gwiazda, która mimo obaw dała szansę bramkarzowi.
Wzięła go za wariata!
Nie ma się co dziwić, że miała wątpliwości. Istnieje bowiem teoria, że piłkarze nie są stali w uczuciach, a dziewczyny zmieniają jak rękawiczki. - Oczywiście, że miałam obawy. Dlatego jak gadał na pierwszej randce, że ja będę jego żoną, pomyślałam „co ty w ogóle gadasz do mnie człowieku, daj spokój”. Myślałam, że coś mu się stało z głową. Jakiś wariat. To brzmiało jak absurd i ta jego pewność siebie - opowiada artystka przy okazji promocji teledysku do piosenki "W Blasku".
Wojtek Szczęsny ma także duszę artysty i romantyka. Dla swojej żony nauczył się grać na fortepianie. - Wojtek powiedział, że zaczął grać właśnie dla mnie, ale jak już mnie zdobył to przestał grać – śmieje się wokalistka.