Życie jednej z największych aktorek powojennej Polski było niezwykle burzliwe, obrastając w z czasem licznymi legendami i anegdotami. Rządziła bowiem niepodzielnie nie tylko na scenie, ale także w swoim życiu, zawsze stawiając na swoim, czego nie mógł zmienić ani premier Cyrankiewicz, ani nawet Stalin.
Zbuntowana córka
Choć urodziła się w 1912 r., źródła długo podawały datę o trzy lata późniejszą. Wszystko przez mamę aktorki, która postanowiła w ten sposób odmłodzić małą Ninę, by mogła kiedyś łatwiej znaleźć męża. To właśnie mama zaszczepiła jej również miłość do teatru, choć nie sądziła, że córka postanowi związać się z nim zawodowo. Andrycz studiowała prawo i historię, ostatecznie, wbrew woli matki, wybrała jednak aktorstwo, pierwsze szlify na scenie zdobywając jeszcze przed wojną.
Stworzona do korony
Jej szlachetna uroda i wrodzona gracja szybko zostały docenione, dzięki czemu zaczęto jej powierzać główne role, najczęściej królowych lub arystokratek, które stały się z czasem jej specjalnością. „Miałam 20 lat, gdy po raz pierwszy założyłam diadem na głowę. I tak już zostało na długi czas” - wspominała.
Miłosne rozczarowania
Aktorka przykuwała uwagę nie tylko na scenie, ale i poza nią, robiąc na mężczyznach piorunujące wrażenie. Wśród nich znalazł się Józef Cyrankiewicz – najdłużej urzędujący premier w PRL, którego zgodziła się poślubić. Nawet on jednak musiał liczyć się z tym, że w życiu aktorki na pierwszym miejscu pozostanie teatr, o którym Andrycz mówiła „mój dom”, podczas gdy mąż nazywał go „swoim największym rywalem”. Pogodzić się z tym musiał nawet Józef Stalin, którego podczas wizyty na Kremlu z mężem aktorka miała silnie zauroczyć. Mówiło się, że odrzuciła wówczas jego zalety i bez słowa wyjechała z Moskwy, by kilka godzin później stać już na scenie w Warszawie!
Królewskie pożegnanie
By poświęcić się pracy, Andrycz zrezygnowała także z macierzyństwa. „Kiedy jest się naprawdę gwiazdą, to nie rodzi się dzieci, tylko role” – mawiała ku rozpaczy męża, który marzył o potomku. Ostatecznie rozwiódł się z nią po 21 latach małżeństwa, ustępując miejsca kolejnym zauroczonym aktorką adoratorom. Teatr pozostał jednak do końca jej największą miłością. Niepokorna gwiazda dożyła 101 lat, dopiero jednak na łożu śmierci postanowiła się pojednać z Bogiem, majątek życia decydując się w całości przekazać na cele charytatywne. Jej jedynym warunkiem był napis, który miał widnieć na jej nagrobku: „Królowa sceny Teatru Polskiego”. Tak chciała zostać zapamiętana.
Emisja w TV:
Kontrakt
piątek 15.25 TVP Kultura
poniedziałek 8.55 TVP Kultura