Jestem jedynaczką i nie mogę narzekać na swoje dzieciństwo. Był to czas, do którego bardzo chętnie wracam we wspomnieniach.
Pamiętam wakacje u babci na wsi w Okuniewie (Mazowieckie). To była taka prawdziwa wieś. Mnóstwo zwierząt, pola, po których się biegało, struga, w której się kąpałam. Mam fajną rodzinę, więc wakacje w towarzystwie moich kuzynów były wielką frajdą.
Zazwyczaj to ja byłam organizatorką wszelkiego rodzaju zabaw. Lubiłam je wymyślać i, nie ukrywam, lubiłam rządzić... Pamiętam, gdy kiedyś postanowiliśmy, że będziemy spać na polu w wielkim namiocie. Jeden z moich kuzynów, który nie zdecydował się na nocleg z nami, zakradł się wieczorem pod ten namiot i zaczął nas straszyć. Gdy jest się dzieckiem, wyobraźnia pracuje dosyć intensywnie. Byliśmy pewni, że ktoś chce nas porwać. Od tamtej nocy grzecznie spaliśmy w domu.
Od swojej mamy tylko raz dostałam lanie. Miałam taki głupi odruch pokazywania języka, gdy ktoś coś powiedział. Mama Anna ostrzegła mnie, że jeżeli zrobię tak jeszcze raz, to dostanę i... dostałam.
Generalnie byłam pokornym dzieckiem, ale jest jedna historia, o której do dziś moi rodzice nie wiedzą. Kiedyś wybraliśmy się z kuzynem na wiślane wały, a poziom wody był dosyć wysoki.
Pamiętam, że nie wolno nam było tam chodzić, ale my mimo wszystko poszliśmy tam. W pewnym momencie noga mi się poślizgnęła i wpadłam prosto do Wisły.
Na szczęście przechodził jakiś mężczyzna i mnie wyciągnął. Byłam przerażona. Strasznie się bałam, że rodzice się dowiedzą o moim wyskoku. Udało mi się jednak wrócić do domu i zatuszować ślady wypadku. Rodzice dowiedzą się o tym dopiero dziś...