O szczęście trzeba walczyć

2009-11-16 1:00

Małgorzata Pieczyńska to jedna z najzdolniejszych i najpiękniejszych polskich aktorek. Od lat rozchwytywana jest przez reżyserów, żyje w szczęśliwym związku i nigdy nie narzeka na los. - O szczęście trzeba walczyć - mówi aktorka, która zapewnia, że na radość życia trzeba sobie zapracować

- Wydaje się pani być osobą spełnioną, szczęśliwą i zadowoloną z życia? Tak odbierają panią m.in. nasi Czytelnicy...

- I rzeczywiście czuję się szczęśliwa. Ale to nie jest tak, że szczęście było mi podane na tacy, że urodziłam się w czepku. Nigdy nie leżałam na kanapie tylko po to, żeby pięknie pachnieć. O swoje szczęście musiałam trochę powalczyć. Zdobyć solidne wykształcenie, ubiegać się o role, czasem o nie walczyć. I chyba tak to zawsze wygląda - żeby móc czuć się szczęśliwym, trzeba umieć upomnieć się o szczęście.

- Już w dwa lata po ukończeniu PWST otrzymała pani Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego, przyznawaną młodym talentom. Zaraz potem przyszły role w teatrze, telewizji. I tak jest do dziś. Gra pani w filmach, lada dzień zobaczymy panią w nowym spektaklu w teatrze Bajka. Na brak propozycji nie może pani narzekać...

- Ale, jak już powiedziałam, nic samo się nie dzieje. Nie czekam, aż manna spadnie z nieba. Pomagam losowi. Na bieżąco interesuję się tym, co dzieje się na rynku.

- Spełniona zawodowo, spełniona prywatnie. Ten sam mąż od ponad 20 lat. To dość rzadkie w pani środowisku?

- Mam przy sobie dwóch wspaniałych mężczyzn, jeden ma 19 lat, a drugi trochę więcej. Ten młodszy to oczywiście syn, drugim jest mój mąż, którego nie zamieniłabym na żaden inny egzemplarz. Nigdy nie czułam takiej potrzeby.

- Ma pani dwa domy, jeden w Sztokholmie, gdzie mieszka mąż z synem, a drugi w Warszawie. I kursuje pani raz w jedną, raz w drugą stronę. Odległość nie zawsze służy rodzinie, ale, jak widać, w tym przypadku ma jak najbardziej korzystne działanie?

- Mój mąż mówi, że miłość na odległość to triumf wyobraźni nad rzeczywistością. I coś w tym powiedzeniu jest. Choć bywają i trudniejsze momenty. Zdarza się na przykład, że jak na złość w tym samym czasie w obu domach coś się sypie. Tu trzeba zrobić jakiś remont, tam też by się przydało. Wtedy ma się dwa razy więcej problemów. Bo trzeba mieć świadomość, że dwa domy to nie tylko dwie radości, ale i dwa problemy.

- A jak już macie z mężem czas dla siebie. Jak spędzacie te wspólne chwile?

- Na pewno bez telewizora, radia i Internetu. Bo chcemy jak najdłużej na siebie móc patrzeć, rozmawiać ze sobą, po prostu przebywać razem. I naprawdę tego chcemy. Jest nam ze sobą dobrze. A najpiękniejsze jest to, że trwa to już wiele lat.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają