Przez moją pierwszą miłość utrudniłam sobie naukę. Spotkaliśmy się niespodziewanie pierwszego dnia nauki w liceum. Okazało się, że jesteśmy w tej samej klasie. Jak się tylko zobaczyliśmy, to dostaliśmy lekkiego paraliżu i każde z nas przeniosło się do innej klasy. Ja do matematyczno-fizycznej. I dopiero gdy zdałam maturę, odetchnęłam z ulgą, bo o ile fizyka nie była dla mnie aż tak straszna, o tyle matematyka była moją kulą u nogi. Drugim moim wrogiem był niemiecki. Do dziś nie przepadam za tym językiem.
Prawnicza nuda
Już w szkole chciałam być niezależna. Zobaczyłam, że pieniądze są w życiu potrzebne, że warto je mieć. Dlatego bardzo wcześnie zaczęłam zarabiać na swoje kieszonkowe. Pracowałam w wakacje, po szkole i w weekendy. Sprzedawałam dżinsy, miałam wtedy 17 lat.
Po maturze nie za bardzo wiedziałam, co chcę robić. Miałam całkiem niezłe świadectwo, więc chciałam zdawać na ekonomię. W końcu poszłam na prawo. Chwilę je studiowałam, potem przerwałam i znowu wróciłam... Przypadkowo znalazłam ogłoszenie, że kancelaria przyjmie młodego studenta prawa. Trafiłam do kancelarii prawniczej. Ubierałam się w garnitur, szpilki, siedziałam od 8 do 17 w mieszkaniu w ciemnej kamienicy. W pewnym momencie pomyślałam, że nie chcę tak spędzić swojego życia. Uciekłam stamtąd, zmieniłam też kierunek studiów. Poszłam na reklamę i marketing. W międzyczasie trafiłam na casting do telewizji Viva.
Spontaniczny ślub
Zaczęłam tam pracować i świetnie zarabiać. Dzięki temu też jeździłam na fantastyczne koncerty i festiwale. Dziś, gdy już tam nie pracuję, na koncerty zabieram moją córkę - Sonię. Opowiadam jej, z kim robiłam wywiady, kogo poznałam.
Z moim mężem Michałem zetknęliśmy się na etapie mojej pracy w Vivie. Poznaliśmy się przez naszego przyjaciela. Michał pojawiał się na próbach. Potem widywaliśmy się kilka razy. Jednak nie przepadaliśmy specjalnie za sobą. Aż nagle uderzył w nas jakiś piorun. Chcieliśmy od razu wziąć ślub. W końcu pobraliśmy się w październiku 2002 roku. Rok później urodziła się Sonia. Bardzo na nią czekałam, bo byłam świadoma swego macierzyństwa. Ale w sumie to był skok na główkę do basenu bez wody. Bo wzięliśmy ślub kompletnie się nie znając, urodziliśmy i wychowujemy dziecko. Okazało się, że tak też można. Całkiem nieźle nam się to wszystko poukładało.