Nie kryje co prawda, że po udziale w tym show ludziom więcej niż dotychczas mówi nazwisko Kulesza.
- Ale w związku z tym nie odczuwam żadnej euforii - uspokaja. - Za długo pracuję w tym zawodzie i nie zostałam aktorką tylko dlatego, że chciałam być na okładkach gazet.
Uważa, że tylko w teatrze aktor jest na swoim miejscu, że cowieczorne spotkania z widzami utrzymują aktora w dobrej zawodowej kondycji.
Tyle że coraz większe skomercjalizowanie jej zawodu zniechęca, rozgorycza.
- Czasem mam chwile zwątpienia, wtedy myślę sobie, że rzucę ten zawód. Mam dość. Świat sztuki staje się płytki. Jeśli więc nie chcę się na to godzić, może powinnam robić co innego. Potem nagle dostaję ciekawy projekt filmowy, przedstawienie i znów przekonuję się, że jednak warto być aktorką - mówi Kulesza. I dodaje, że jest idealistką. Dlatego nie odmawia udziału w artystycznych offach, w debiutach artystycznych młodych reżyserów, ról w niskobudżetowych filmach.
- Zagrałam u Iwony Siekierzyńskiej w "Moich pieczonych kurczakach" (nagroda za rolę Magdy na "Prowincjonaliach" - przyp. red.). Za rolę w filmie "Kilka prostych słów" u Ani Kazejak-Dawid dostałam nagrodę OFFskara - mówi w jednym z wywiadów. - Mam wielkie szczęście, że praca jest moją pasją.
Ale podkreślała też: - Bardzo ważna jest dla mnie rodzina. Daje spokój, harmonię.