Uczniem byłem przeciętnym, za to z większą od innych rówieśników wyobraźnią. Panowała gruźlica, gdy chodziłem do szkoły podstawowej. Wtedy klasami prowadzono nas na badania do szpitala na Grabiszynku we Wrocławiu. Kiedy czekaliśmy na prześwietlenie, ja zamieniałem się w opowiadacza. Zmyślałem historie z pogranicza partyzancko-westernowego, aż dzieciaki otwierały buzie.
Przeczytaj koniecznie: Marek Barbasiewicz: Moja rodzina mogła spłonąć w pożarze
Więcej
https://www.se.pl/wiadomosci/exclusive/moja-rodzina-moga-sponac-w-pozarze-aa-2Ph1-Aq5P-R9ME.html
Ale znowu całą rodziną musieliśmy się przenieść. Tym razem do Fromborka, gdzie ojciec został dyrektorem PGR-ów. Tam dopiero miałem dzieciństwo! Uciekaliśmy do lasów, zbieraliśmy bursztyny w Zalewie Wiślanym, pływaliśmy z rybakami barkasami, oczywiście w tajemnicy przed rodzicami. Tam zacząłem rysować węglem z ogniska na workach papierowych po cukrze. Oczywiście rysowałem barkasy. Kiedy zdawałem do liceum plastycznego w Poznaniu, te barkasy spodobały się komisji. Ojciec nie był zadowolony z wyboru szkoły, lecz uznał, że jeśli pójdę później na architekturę, to w porządku. Ale w Poznaniu poznałem Jonasza Koftę. Wciągnął mnie do kabaretowania, do piosenkowania i jakoś tak przemieściło mi się z malowania do recytowania. Nawet dostałem wyróżnienie na konkursie recytatorskim we Wrocławiu, który wówczas wygrał Janusz Gajos.
Kofta wiercił mi dziurę w brzuchu: "Idź do szkoły aktorskiej". To samo dyrektor Teatru Polskiego, który opiekował się grupą recytatorską. Pomyślałem: "Czemu by nie?". I dostałem się.
Mama? Była zachwycona. Kiedyś grała amatorsko, była Hanią w "Weselu". Tato? Kompletnie odciął się od mojej decyzji. "Udowodniłeś, że jesteś dorosły, w porządku. Ale w planie była architektura, więc fundusze się kończą". To była dramatyczna historia, stanąć przeciwko ojcu. Jak sobie radziłem finansowo? Miałem mamę, stypendium, ukochane ciotki.
Studia? Mało brakowało, by mnie wyrzucili. Zgodziłem się na udział w sesji mody, zdjęcia miały trafić do katalogu. A potem ukazały się w "Przekroju" i tygodniku "Ty i Ja". Afera! Wyrzucają mnie - ta szkoła była jak mój ojciec. W końcu kilku profesorów wstawiło się za mną...
Skończyłem szkołę, grałem już w filmie, teatrze. A ojciec, kiedy pokazywano mnie w tv, gasił odbiornik. Nigdy nie powiedział mi, że jest ze mnie dumny. Nie miałem o to pretensji, rozumiałem go, był konsekwentny.