W czasach kwarantanny olbrzymia liczba prywatnych firm stoi na skraju upadłości. To z myślą o nich rząd przygotował tarczę antykryzysową, która zakłada między innymi czasowe zwolnienie ze składek ZUS. W trudnej sytuacji materialnej jest także Kevin Aiston, celebryta znany z "Europa da się lubić". Zawodowy strażak kilka lat temu założył w Mielcu własną restaurację. Teraz, jak donosi Wirtualna Polska, biznes ledwo na siebie zarabia.
- Najczęściej teraz jest tak, że zarabiamy 80-100 zł dziennie. W takim normalnym czasie, w lepszy dzień, zarabialiśmy około 2 tys. zł. Dzisiaj o "dobrym dniu" mówimy, jak zarobimy stówę - opowiada i zaznacza, że wypłacił pracownikom wszystkie pensje, bo ma świadomość, że inaczej nie mieliby za co żyć: - Zapłaciłem wszystkim, póki miałem pieniądze. Chciałem być honorowy. W końcu to, że upada biznes, to mój problem. Jak miałem, to dałem, chociaż mówili: "szefie, poczekamy". Ale chciałem mieć czyste sumienie i wiedzieć, że oni będą mieli za co żyć.
Przypomnijmy, że artyści i celebryci, którzy prowadzą własne biznesy, już dawno apelowali do fanów, by ci starali się ich wspierać nawet teraz. Na przykład Janusz Józefowicz chciał, by klienci jego teatru... nie zwracali biletów, bo to grozi upadłością placówki.
Aiston ma świadomość tego, że wszystkim jest ciężko i nie wymaga, by ludzie kupowali jedzenie na wynos z jego restauracji. Podobno sami mielczanie chcą wspierać jego biznes: - Jestem wdzięczny każdemu, który teraz u nas kupuje. Liczy się każda osoba. To niesamowite wsparcie. Dziękuję wszystkim mieszkańcom Mielca, którzy nas wspierają nie tylko finansowo, ale też duchowo.
Żeby nie był gołosłownym, Anglik wylicza, na co wydaje pieniądze:
- Sytuacja wygląda dramatycznie. Mamy cztery przemysłowe lodówki, które muszą być uruchomione. Musimy zapłacić za prąd. Doliczmy do tego opłaty za gaz, wodę, dostawy. Rachunki nadal przychodzą. Niestety, restrykcje to jedno, ale opłaty dalej trzeba robić. Przyszedł do nas też rachunek z ZAiKS-u. Przecież ja teraz sam słucham radia. Gdy restauracja była otwarta, to wiadomo, że płaciło się, bo goście słuchali. Klientów nie ma, ale opłaty robić trzeba.