Moje dzieciństwo przypada na czas PRL-u. W sklepach na półkach był ocet i tyle. Oczywiście, że rodzice chcieli zrobić mnie i bratu niespodziankę. Robili, bo i dla nich, i dla nas to, co znalazło się w paczkach, było wieeelką niespodzianką! - opowiada z uśmiechem i dodaje, że ludzie nigdy nie wiedzieli, co uda się im kupić, postawić na stole, położyć pod choinką. - Nawet jeśli rzucili do sklepu lalki i ja je zobaczyłam w oknie wystawowym, to zanim dotarłam do domu, powiedziałam o nich mamie... To już ich nie było. Albo zdarzało się tak, że wszystkie koleżanki miały taką sama lalkę...
Oczywiście, że czekaliśmy na prezenty, ale dziś myślę, że ważniejsza była siła świąt... Myślę, że jeśli już, to wtedy wyjątkowym prezentem był banan, mandarynka, pomarańcza. Powiew luksusu. "Ooo, ja dostałam banana, ja mandarynkę" - potem między sobą przechwaliliśmy się.
A o jakim prezencie marzy aktorka dziś, gdy jest to trochę festiwal życzeń, gdy prawie wszystko jest osiągalne? - Lubię dostawać prezenty, ale nie umiem. Przez dzieciństwo... One mnie onieśmielają. Nie ma we mnie wyczekiwania na prezent. Ale gdybym miała dzisiaj o coś poprosić, to o biżuterię. Nie mam zbyt wiele czasu, by pójść, wybierać jak sroka, a powinnam mieć jakieś błyskotki na koncerty i na wyjścia. Więc jeśli ktoś kupi mi pękną bransoletkę, będę szczęśliwa.