O jej miłości do gotowania wiadomo, odkąd zdecydowała się prowadzić program kulinarny "SmaczneGO!". Mało kto wie jednak, że aktorka, po tym jak zejdzie ze sceny, wciela się w idealną... gospodynię domową. - Oprócz prania czy prasowania umiem też naprawić kran, wbić gwóźdź, wytapetować i pomalować mieszkanie. Nie jest dla mnie problemem skrócić spodnie czy wykonać inne poprawki krawieckie - wylicza aktorka. W rozmowie z nami opowiada też o kulisach sławy, podejściu do mężczyzn i miłości.
- Niedawno obchodziła pani jubileusz pracy artystycznej. Jak się na panią patrzy, trudno uwierzyć, że to już 25 lat na scenie...
- Cieszę się, że udało mi się w tej trudnej branży przetrwać tak długo, i to nie sprzedając się tanio, nie korzystając z blichtru, nie bywając na pierwszych stronach gazet. Mam na scenie dużo do powiedzenia - śpiewam piosenki, gram w teatrze. Biorę udział w projektach, pod którymi z dumą mogę się podpisać.
- W sztuce "Ptaszek" wcieliła się pani w kobietę dominującą. Czy prywatnie też umie pani pokazać partnerowi, co potrafi?
- Bardzo bym chciała, ale zostałam wychowana przez rodziców bardzo tradycyjnie - na kobietę domową, która czeka na faceta z gorącym obiadem. W dzisiejszych czasach to kobiety silne i przekonane o własnej wartości wygrywają.
- Pani taka nie jest?
- Ja wciąż uczę się pewności siebie i widzę, że nie jestem już tą samą dziewczyną co dwadzieścia lat temu. Może dlatego z własnego wyboru jestem sama. Już nie wystarcza mi to, co zwykło się przyjmować za standard, wysoko podnoszę poprzeczkę mężczyźnie.
- A gdyby pojawił się facet, który sprostałby tym wyśrubowanym wymaganiom, zdecydowałaby się pani wejść w nowy związek?
- Nigdy nie kalkulowałam uczuć. Raczej dawałam się im ponieść. Na miłość nie ma mądrego. Nie da się ocenić na początku związku, czy ma on szansę przetrwać. Choć sobie mówię, że już nigdy nie dam się zranić mężczyźnie, kto wie, co zrobię, gdy ktoś się w moim życiu pojawi. Będzie, co ma być.
- Często podkreśla pani, że uwielbia gotować. Do prania czy sprzątania podchodzi pani z podobnym entuzjazmem?
- Już nie robię tego sama. Pomaga mi w tym pomoc domowa, która przychodzi do mnie raz w tygodniu. Ale kiedyś, gdy jej nie miałam, wszystkie domowe czynności wykonywałam sama. Oprócz prania czy prasowania umiem też naprawić kran, wbić gwóźdź, wytapetować i pomalować mieszkanie. Umiem też szyć, bo w moim rodzinnym domu była maszyna. Nie jest dla mnie problemem skrócić sobie spodnie czy wykonać inne poprawki krawieckie. Żadnej pracy się nie boję (śmiech). Gdybym nie została aktorką, kto wie, która z moich manualnych umiejętności zapewniłaby mi byt.
- Czyli wymarzony wieczór to nie ten na wielkiej gali, tylko raczej w przytulnym domowym zaciszu?
- Zdecydowanie. Wolę spędzić go z przyjaciółmi czy z sąsiadami spoza mojej branży. Stawiam na naturalność i szczerość. Kolorowy blichtr związany z moim zawodem naprawdę mnie nie kręci. Wychodzę tylko wtedy, kiedy muszę. A nawet gdy czuję, że powinnam się gdzieś pojawić, w momencie gdy staję przed lustrem i zaczynam się malować, zmieniam zdanie. Przyjaciele nazwali mnie nawet klasyczną dezerterką (śmiech).
- Aktorka kojarzy się z luksusem i blaskiem, ale to chyba nie pani wizerunek?
- Zdecydowanie nie. Nie gonię za modowymi nowinkami, nie muszę mieć drogich butów czy torebki. Moja mama kiedyś mówiła, że berło i koronę też trzeba umieć nosić. Wiele razy widziałam koleżanki w ciuchach za ciężkie pieniądze, które wyglądały w nich, jakby wyszły z second handu. Ważne jest to, co ma się w głowie, a nie na sobie.
Olga Bończyk
Aktorka teatralna i filmowa. Prywatnie śpiewa i maluje obrazy. Szerokiej publiczności znana jest z roli doktor Edyty w serialu "Na dobre i na złe". Na stałe współpracuje z Teatrem Kamienica i Teatrem Muzycznym Roma. Pod koniec 2011 roku wydała płytę z piosenkami Kaliny Jędrusik "Listy z daleka". Ma za sobą dwa małżeństwa - z aktorem Jackiem Bończykiem i dziennikarzem Tomaszem Gorazdowskim