- Publiczność opolskiego festiwalu długo musiała na panią czekać. Zdążyła się już pani nieco stęsknić za sceną?
- Tak! Niedawno zresztą zdałam sobie sprawę, że mój pierwszy występ przed większą publicznością miał miejsce właśnie na festiwalu w Opolu. To był 2002 r., minęło więc już ponad 20 lat! Potem wielokrotnie się na ten scenie pojawiałam, zarówno w woli wokalistki jak i prowadzącej, z czasem się trochę do tego uczucia przyzwyczajając. Oczywiście każdy występ był dla mnie ważny, ale stały się one w jakiś sposób częścią mojej rzeczywistości. Natomiast teraz, kiedy po przerwie, na którą się zdecydowałam, postanowiłam wrócić na rynek muzyczny, fakt, że znów mogę tu wystąpić, odbieram jako wyjątkowy prezent, bo zdawałam sobie sprawę, mój powrót do śpiewania może nie być taki łatwy, ale też właśnie dlatego doceniam każdy mały krok. Dlatego to, że znów pojawię się w Opolu, jest dla mnie naprawdę niesamowite. Teraz udział w tym festiwalu po prostu inaczej smakuje. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo ten kontakt z muzyką i publicznością jest dla mnie ważny, i jaką daje mi satysfakcję.
- Czy trema po tak długiej przerwie jest większa?
- Zawsze ją miałam przed występem, bez względu na to, jak duża była publiczność, ale lubię ją. Ona oczywiście potrafi być trochę spalająca, ale odpuszcza, gdy tylko wychodzę na scenę. Faktem jednak jest, że teraz wszystko ma trochę inny posmak, bo w pewnym sensie czuję, jakbym wracała do siebie. Kiedy zostałam mamą, bardzo świadomie zdecydowałam się poświęcić w pełni dzieciom - choć wiem, że jestem szczęściarą, bo nie każda mama może sobie na to pozwolić. Moja przerwa od śpiewania wynikała też z różnych kwestii, o których już nie raz głośno mówiłam. Ja się z macierzyństwem dość mocno zderzyłam i po prostu musiałam pozbierać się i fizycznie, i psychicznie, żeby móc myśleć o powrocie do pracy. Te pierwsze koncerty po przerwie były dla mnie tym bardziej niesamowite, że na czas, gdy skupiłam się na dzieciach, muzyka zupełnie zeszła u mnie na dalszy plan, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło! Chyba po prostu ciało samo zdecydowało, że musi się skupić na innych rzeczach. Przez ten czas sporo się też zmieniło w branży, choćby w samej technologii obecnej w wytwórniach, więc wielu rzeczy musiałam się po prostu nauczyć, ale to wszystko jest częścią pakietu, który mnie bardzo pociąga!
- Co szykuje pani zatem tym razem dla opolskiej publiczności?
- Występy w takim konkursie oczywiście nie mogą być zbyt długie, więc tak naprawdę mam tutaj zaledwie kilka minut, żeby jak najlepiej zaprezentować się przed publicznością. Dlatego zależy mi na tym, by skupić się tutaj przede wszystkim na warstwie muzycznej. Może zabrzmi to nieco patetycznie, ale dla mnie możliwość pojawienia się na scenie amfiteatru opolskiego to przywilej, tym większy, że nie zakładałam, że po takiej przerwie będę jeszcze miała taką szansę. Taktuję to jako taki mini-koncert i zależy mi, by jak najlepiej zaprezentować się przed publiką.
- Dlaczego akurat teraz poczuła pani, że to dobry moment na powrót?
- Złożyło się na to kilka rzeczy. Przede wszystkim poczucie, że i fizycznie, i psychicznie jestem kompletna, że mogę stawić czoła pracy, która, oprócz tego, że niesie wiele cudownych momentów, to jednak jest też bardzo wymagająca. Dopiero teraz, moje dzieci są już w szkole, mogłam się sobą zaopiekować na wszystkich płaszczyznach, poczułam, że jestem gotowa wrócić do mojej pasji. Pojawiły się już dwa single, „Puzzle” i „Mama idzie w długą”, które zresztą znajdą się na nowej płycie. Do tego doszły różne kwestie czysto logistyczne – wejście na nowo w rzeczywistość koncertową, budowanie swojego zespołu i ekipy, z którą teraz współpracuję… Mówiąc krotko, wszystkie puzzle po prostu weszły na swoje miejsce.
- Czy ma pani poczucie, że po latach przerwy ewoluowała pani w jakiś sposób jako artystka?
- Zdecydowanie czuję różnicę. Myślę, że wszystkie doświadczenia odcisnęły na mnie jakieś piętno i wpływają na to, w stronę – zarówno w muzyce, jak i tekstach - prowadzi mnie wena. Zresztą, kiedy postanowiłam wrócić, wiedziałam, że musi nastąpić zmiana, choćby w samym brzmieniu moich utworów. To ono daje tło moim emocjo, a czuję teraz inaczej. Muzyka ma być bardziej, ja to określam, brudna, nieidealna. Nie chcę już ubierać jej w taką wypracowaną, wygładzoną formę, kiedy wiem, że bywa chropowato. To oczywiście nie znaczy, że będę teraz śpiewała smutne utwory teraz, ale wszystkie doświadczenia, które miałam szansę zdobywać, ale też obserwowałam u ludzi dookoła, wymagają chyba nieco innej formy. Teraz nie czuję potrzeby chowania się za metaforą, jak kiedyś, gdzie często prawie nikt nie podejrzewał, że tak naprawdę dany fragment mówi o mnie. Oczywiście wtedy działałam tak, jak czułam, ale w tym momencie czuję, że jestem bardziej otwarta, ta emocjonalność jest teraz u mnie bardziej na dłoni. Brzmienia z kolei są bardziej gitarowe, czasami bluesujące.
- Tego też możemy się spodziewać po pani nowej płycie, która ukaże się już w przyszłym roku?
- Tak. Zresztą utwory, które już zdążyły być wydane, wejdą na nowy album. Myślę, że słuchając piosenek „Mama idzie w długą”, „Wracam” czy „Puzzle”, można mieć przedsmak tego, w którą stronę będzie iść nowa płyta. Na pewno słychać w tych utworach żywe granie, bo zdecydowałam się tym razem na to postawić. Zależy mi, żeby te wszystkie utwory można było zagrać, jak to się mówi „na setkę” czyli w taki sposób, by wszyscy muzycy mogli w jednym czasie wejść do studia działać w jednym momencie. Bardzo mi zależy na tym, żeby cała płyta obyła się bez elektronicznych dodatków i pod względem brzmienia była jak najbliższej korzeni.