- Sprawa ciągnie się już 2 lata. Mój były mąż ma chyba z 9 świadków, to niemalże tylu jak w sprawie o zabójstwo - mówi Ewa Orłoś w rozmowie z "Super Expressem". Kobieta już nie może doczekać się finału sprawy.
- Maciej twierdzi, że po prostu nie ma pieniędzy. A sąd ma jego PIT-y, na których widać, ile zarabia - dodaje.
Ewa i Maciej nie są już małżeństwem od 10 lat.
- Poznał swoją aktualną żonę i się wyprowadził. Podczas sprawy rozwodowej przyznał się, że doszło do rozpadu naszego małżeństwa z jego winy. Zasądzono wtedy 2 tysiące złotych alimentów, które Maciej miał płacić na mnie - opowiada pani Ewa. - Ale przecież to było 10 lat temu. Teraz koszt życia jest inny i mam prawo domagać się zwiększenia alimentów do 6 tysięcy złotych. Nie chcę tego z zemsty na nim, tylko chcę tego, co gwarantuje mi prawo - dodaje.
Ewa Orłoś od lat jest chora i nie jest w stanie podjąć stałej pracy. Maciej Orłoś jest tego świadom. Kilka lat temu w wywiadzie przyznał, że porzucił nieuleczalnie chorą żonę i dwoje małych dzieci.
- Ja nie mogę pracować od 8 do 16 - mówi była żona Orłosia. - Zdrowie nie pozwala mi na robienie kariery.
Pani Ewa współpracuje z magazynami wnętrzarskimi, bo na to pozwala jej nadwątlone zdrowie. Przez lata jednak nie pracowała - jak wiele Polek karierę męża postawiła na pierwszym planie i zajęła się domem oraz wychowaniem synów.
- Te alimenty mi się należą - twardo stawia sprawę Ewa Orłoś. - Mają mi zapewnić godne życie - wyjaśnia.
Pani Ewa nie rozumie, dlaczego sprawa o alimenty ciągnie się tak długo. Ale nie zamierza przestać walczyć. Wie też, że w sytuacji podobnej do jej przypadku jest wiele kobiet. Założyła nawet portal Byłe Żony, który ma być wsparciem dla nich po rozwodzie. Ewa chce pokazać innym kobietom, że mają prawo walczyć o swoje prawa z byłymi mężami, dla których się poświęcały. Czeka ją jednak jeszcze co najmniej jedna rozprawa.
Ewa Orłoś uważa, że razem z dwoma synami Antonim (19 l.) i Rafałem (25 l.) nie powinna odczuwać, że ma gorzej niż obecna żona i nowe dzieci Macieja Orłosia. On jednak nie ustępuje, sprawa ciągnie się prawie 2 lata i końca nie widać.
- Ja jestem w porządku i nie mam sobie nic do zarzucenia - mówi Maciej Orłoś.