Tak Wander zapamiętała swoje życie w PRL
Bogumiła Wander odeszła po długiej i ciężkiej chorobie 30 lipca 2024 roku. Ostatnie 4 lata gwiazda telewizji spędziła w specjalnym domu opieki dla osób cierpiących na Alzheimera. Do ostatniej sekundy trwał przy niej trzeci mąż, Krzysztof Baranowski. W ostatnim wywiadzie Wander przed śmiercią zdradziła wszystkie tajemnice jej kariery w PRL.
Tak myślała o sobie Wander: "Jestem normalny, człowiekiem"
- Jestem normalnym człowiekiem, żadną ikoną. Chodzę, żyję i całkiem nieźle się czuję. Miałam po prostu trochę inny zawód niż wszyscy, a w tamtych czasach osób pracujących w telewizji było bardzo mało. Ikona kojarzy mi się z ważnym obrazem, który wisi na ścianie lub który przechowywany jest w ukryciu, by nie uległ zniszczeniu - mówiła Bogumiła Wander w "Plejada.pl" w 2016 r. Był to prawdopodobnie ostatni wywiad, jakiego udzieliła gwiazda TVP.
Wander chętnie wspominała czasy, w których pracowała w TVP. Chodziły nawet słuchy, że chciała jeszcze wrócić do telewizji, o której powiedziała: "Była moim domem i moim życiem". Gwiazda w wywiadzie dla Plejada.pl przypomniała, jak zaczęła się jej kariera, która wywróciła wszystko "do góry nogami".
Przypadek stworzył Wander
- Uważam, że jak na skromną i grzeczną dziewczynkę, jaką byłam w dzieciństwie, sporo osiągnęłam i to w dużej mierze przez przypadek. Telewizja była moją pracą, moim domem i moim życiem. Zaczynałam jako bardzo młoda osoba w 1965 roku. Najpierw w ośrodku telewizyjnym w Łodzi, a potem, po przeprowadzce podyktowanej osobistymi powodami, w Warszawie. Dołączyłam do małej grupki spikerów. Najpierw byli tylko Edyta Wojtczak i Jan Suzin, a potem ze Śląska przyjechała do nas też Krysia Loska. Wszystko zupełnie inaczej wtedy wyglądało - wspominała Wander".
Gwiazda Telewizji Polskiej zaczynała w łódzkim oddziale stacji. Aby zostać spikerką pokonała prawie 300 osób w czteroetapowym konkursie. Nigdy nie żałowała swojej decyzji.
"Zaniewska ostrzegała nas, że jak któraś będzie miała za długie rzęsy, to nam je powyrywa"
- Raczej pozytywnie wspominam te lata, nie mam na co narzekać. Wszyscy się znaliśmy, lubiliśmy. Pracowało z nami dużo fachowców. Oczywiście, zdarzało się, że ktoś na nas nakrzyczał... - tu Wander przypomniała sobie nieznaną historię. - Pamiętam, jak Xymena Zaniewska ostrzegała nas, że jak któraś będzie miała za długie rzęsy, to nam je powyrywa. Musiało być skromnie. Oczywiście, nikt nas wtedy nie ubierał i zapowiadałyśmy programy w swoich prywatnych ubraniach. Raz na Wielkanoc założyłam białą bluzkę z lekkim połyskiem. Niestety w świetle reflektorów ten połysk był znacznie większy. Dostałam wtedy naganę od asystentki Xymeny, że zbyt strojnie się ubrałam.
Po latach Bogumiła Wander w rozmowie z dziennikarką agencji Newseria zdradziła, że marzy o powrocie "na dawne śmieci". - Bardzo tęsknię za telewizją, oglądam bez przerwy, na okrągło, jak tylko mogę. To moje życie przecież, od młodych lat, przez wiele lat. Odeszłam na własne życzenie, może za szybko, tak mi się wydaje, bo mogłam przecież jeszcze dalej pracować - powiedziała Bogumiła Wander.
Księżniczka Suzina
Telewizyjne życie przyniosło też Wander przyjaźnie na całe życie. - Przyjaźniłam się z Janem Suzinem i jego żoną Aleksandrą Pawlicką. (...) Zaproszono nas do Peterhof i tam zwiedzaliśmy piękny pałac cesarzowej Katarzyny II. Pamiętam, jak dziś, że Janek na mnie popatrzył i powiedział: "Księżniczko, tak bardzo pasujesz do tego miejsca". (śmiech) I od tego momentu zawsze nazywał mnie księżniczką - wyznała Wander w "Plejada.pl".
Jako znana prezenterka Wander spotkała na swojej drodze wielkie sławy. - Miałam tę przyjemność, że na żywo widziałam Abbę podczas prób w Studiu 2. Pamiętam też, jak raz zawołali mnie, żeby zrobić szybko zapowiedź jakiegoś programu. Wszystko było na żywo, więc żyłam w ogromnych nerwach. Biegnę do swojej "dziupli", a tam siedzi Anna German. Przeprosiłam ją i powiedziałam, że muszę wejść do środka i przeczytać zapowiedź. Ona wstała, a była olbrzymia. Wyrwało mi się: "Boże, ale pani wysoka". Ona na to: "Ale partnera już mam". Pogratulowałam jej - opowiadała Wander w ostatnim wywiadzie dla "Plejada.pl".
Wander o złych ludziach
O dzisiejszej telewizji Wander nie miała najlepszego zdania. Nie podobały jej się częste zmiany, wyrzucanie ludzi z dnia na dzień na bruk i całą ta polityczna zawierucha wokół TVP. Ale z dzisiejszych stacji tylko jedna prezenterka zwróciła uwagę gwiazdy PRL.
- Pozytywnie patrzę na świat i na ogół lubię wszystkich. Nie przepadam tylko za panią Szulim. Ona mnie bardzo denerwuje. Głównie dlatego, że kiedyś bardzo źle wyraziła się o mnie i moich koleżankach – prezenterkach. Powiedziała to w dniu, kiedy musiałam pożegnać się z moim drugim yorkiem – córeczką suczki, która odeszła wcześniej. Leczyliśmy ją, jeździliśmy do kliniki, ale nie było dla niej ratunku. Pani doktor powiedziała, że musimy ją uśpić, żeby się dłużej nie męczyła. Przyjechałam do domu, wzięłam do rąk jej kocyk, na którym do dziś śpię i zaczęły mi lecieć z oczu łzy. Nagle dzwoni jakaś dziennikarka i mówi, że Agnieszka Szulim nazwała mnie "nadętą pindą siedzącą przy kwiatku". Było mi bardzo przykro. Pani Szulim wydała tym sformułowaniem świadectwo o sobie samej. Jakim złym człowiekiem trzeba być, żeby powiedzieć coś takiego? - zakończyła nieprzyjemne wspomnienie Wander. Agnieszka Szulim dziś nazywa się Woźniak-Starak.
Nie przegap: Mąż Bogumiły Wander wydziedziczył jej syna! Ponura tajemnica z przeszłości