Ostanie słowa jakie Krzysztof Krawczyk na łożu śmierci do żony świadczą o tym, że taka miłość zdarza się tylko raz. Uczucie, które łączyło Krzysztofa Krawczyka i Ewę Krawczyk, było niezwykle silne, dlatego też spędzili ze sobą 36 lat. Niestety los postanowił rozdzielić tych dwoje w Poniedziałek Wielkanocny.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Ich pierwsze spotkanie było nietypowe. Krawczyk grał koncert w barze „Cisza Leśna”, w którym Ewa była kelnerką. I choć była między nimi duża różnica wieku, bo on miał 35 lat, ona 22, od razu między nimi zaiskrzyło.
– Nigdy nie byłam jego fanką. W telewizorze wydawał się gruby, mały, no i tak jakoś jedno oko miał dziwne, wyglądało jak sztuczne. Ale jak zobaczyłam go na żywo, pomyślałam: „Co za ciacho. I jak śpiewa!” – tak Ewa wspominała kilka lat temu pierwsze spotkanie z Krzysztofem. Krawczyk, który miał już za sobą dwa małżeństwa, do szaleństwa zakochał się w Ewie i postanowił, że zostanie jego ostatnią żoną.
Ślubowali sobie miłość czterokrotnie
Krzysztof i Ewa pobrali się po trzech latach znajomości. Przysięgę złożyli sobie w Stanach Zjednoczonych w 1985 r. Niestety ślub za granicą okazał się nieważny w Polsce, więc małżeństwo odnowiło przysięgę – najpierw cywilnie. Ich trzeci ślub, tym razem przed Bogiem, odbył się w Warszawie w 1988 r.
Jednak jak w każdym małżeństwie ich miłość była pełna wzlotów i upadków. Krzysztof i Ewa Krawczykowie w 2002 r. mieli poważny kryzys.
– Daliśmy się ponieść emocjom. Bo to są nasze słowiańskie, niepokorne charaktery. Sytuacja została doprowadzona do takiego absurdu, że myśmy sobie na złość wzięli rozwód. Na dodatek źli ludzie wzięli w tym udział – wspominał Krawczyk.
Rozwód szybko uznali za nieporozumienie i ponownie sformalizowali związek, tym razem w Parzęczewie.
Chcieli umrzeć razem
Ich uczucie z roku na rok było coraz silniejsze. Para nie była w stanie wyobrazić sobie, że któregoś z nich mogłoby zabraknąć. Chcieli nawet umrzeć razem.
– Czasem się zastanawiam, jak on by sobie poradził, gdybym musiała odejść z tego świata pierwsza. Dlatego proszę Boga, by zrobił tak, żebyśmy odeszli razem, żeby żadne z nas nie musiało cierpieć. Wiem, jak jemu byłoby ciężko. Ja bym sobie poradziła, ale Krzyś nie – wyznała kilka lat temu pani Ewa.
ZOBACZ: Żona ratowała Krzysztofa Krawczyka. Znamy przyczynę śmierci. Wstrząsające szczegóły
Niespodziewana śmierć
Trzy tygodnie temu Krzysztof Krawczyk trafił do szpitala z powodu koronawirusa. Jego żona modliła się, by jej ukochany jak najszybciej wrócił do zdrowia. Cud wydarzył się przed samymi świętami i Krawczyk w sobotę wrócił do domu. – Wychodzę ze szpitala. Wracam do zdrowia. Nie martwcie się o mnie, z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Bóg działa rękoma ludzi. Dziękuję Bogu, że żyję – wyznał „Super Expressowi”.
Niestety w poniedziałek rano artysta nagle zaczął słabnąć.
– Krzysztof tracił przytomność. Z minuty na minutę było coraz gorzej. Zdążył jednak pożegnać się z Ewą. Ostatnie słowa, jakie do niej powiedział, to „Moja kochana laleczko” – ujawnił „Super Expressowi” menedżer artysty Andrzej Kosmala.