Trojanowska wspomina Felicjana Andrzejczaka
Felicjan Andrzejczak od pewnego czasu chorował na raka. Ale nie on zabił wokalistę. Legendarny wykonawca "Jolka, Jolka pamiętasz" umarł znienacka we śnie, po nagłym udarze. Do ostatniej chwili artysta był aktywny na scenie, miał zaplanowane koncerty do końca roku. Niestety, w poniedziałek 23 września w rodzinnym Świebodzinie odbył się pogrzeb artysty.
Ostatnie spotkanie Andrzejczaka z Trojanowską
Izabela Trojanowska nie przyjechała na pogrzeb przyjaciela. Ale teraz musiała podzielić ostatnim wspomnieniem ich spotkania w Sopocie, które odbyło się zaledwie kilka tygodni temu. Wokaliści poznali się dzięki Budce Suflera - Andrzejczak przez rok był liderem grupy, Trojanowska także zaśpiewała dla nich wielkie przeboje. Nikt się nie spodziewał w sierpniu b.r., że już więcej się nie zobaczą.
Moje zdjęcie z Felusiem zrobione podczas tegorocznego festiwalu w Sopocie. Nie przeszło mi nawet przez myśl, to nasze ostatnie… A dziś odbyło się pożegnanie Felka w Świebodzinie. Nie mogłam być osobiście, ale byłam tam myślą i sercem… I ciągle tak trudno uwierzyć… 💔 - napisała Trojanowska na swoim profilu na Instagramie.
Tłumy na pogrzebie Andrzejczaka
Na pogrzeb Felicjana Andrzejczaka przyjechały prawdziwe tłumy, nie zawiedli też dawni koledzy z Budki Suflera. Fani dopisali, nad grobem zmarłego artysty zapłakała też najbliższa rodzina. Jego ukochana żona we wzruszających słowach ujawniła, jaki Felicjan był naprawdę.
Andrzejczak, choć chorował na raka, do ostatniej chwili szykował się do kolejnych koncertów. Muzyka i występy przed publicznością dawały mu siłę i chęć do życia. W wolnych chwilach legendarny wokalista obcował z naturą w ogrodzie i łowił ryby. Andrzejczak do końca roku miał wypełniony kalendarz koncertów. Ostatni popis z Krzysztofem Cugowskim u boku Andrzejczak dał na dożynkach w nadmorskiej Karwii. Zły los sprawił, że występ w Rzepinie, w miejscowości, w której chodził do szkoły, okazał się tym ostatnim.