Martin Stankiewicz był youtuberem przez ponad 8 lat. Od kwietnia 2013 roku opublikował ponad 150 filmów, które obejrzano ponad 260 mln razy. Na swoim kanale zgromadził 1,29 mln obserwujących. - A więc stało się! Wreszcie zrobiłem to, co powinienem był zrobić już jakiś czas temu… Oficjalnie zamykam TEN rozdział w swojej karierze, by otworzyć się na nową przygodę! Ostatni youtube’owy short fabularny właśnie trafił na mój kanał. To wyjątkowy projekt pod wieloma względami, m.in. dlatego, że oddałem pałeczkę twórczą mojemu wieloletniemu przyjacielowi Arturowi Wyrzykowskiemu, po to by całkowicie po swojemu mógł wyreżyserować moje pożegnanie z YouTubem. A to wszystko w scenerii pięknego namysłowskiego browaru, który stał się pretekstem do opowiedzenia tej ostatniej historii Martina i wujka Stefana. Zapraszam na mój kanał na YouTube i dziękuję, że cały czas ze mną jesteście I mam nadzieję - będziecie dalej… mimo wszystko! - napisał partner Kasi Sienkiewicz (córka Kuby Sienkiewicza z Elektrycznych Gitar) na Instagramie.
Martin Stankiewicz w rozmowie z Wirtualnemedia.pl zdradził, czym się chce teraz zajmować.
- Przestaję tworzyć w takiej formie jak dotychczas. A swój kanał zamierzam na ten moment potraktować bardziej jako własny pamiętnik, w którym chcę za jakiś czas pokazać widzom dalej mój poza youtube'owy świat. Nie chcę zdradzać do końca w jakiej formie. W pewnym momencie zobaczyłem, że moje ambicje versus świat YouTube'a (z algorytmami, influencer marketingiem itd.) to walka z wiatrakami. Czułem, że od jakiegoś czasu to przestało być moje miejsce ekspresji. YouTube stał się zupełnie innym miejscem niż lata temu, a nasze drogi totalnie się rozjeżdżały - wyjawił.
Przyznał także, że każdy film pokazywany na Youtube kosztował od ok. 20-40 tysięcy złotych. By go nakręcić potrzebował reklamodawców.
- Mam na tyle doświadczenia, że chcę podjąć odważne kroki w prawdziwym świecie filmu. Ze swoim debiutem fabularnym chodzę tak samo długo jak z zakończeniem youtube'owej kariery. Chciałbym realizować kino osobiste, gdzie szczerość wypływa z ekranu, ale wszystko podane w lekkiej formie, bez martyrologii. YouTube nauczył mnie moich widzów, a moi widzowie "nauczyli się" mnie i wierzę, że jeżeli kiedyś zobaczą na plakacie "film Martina Stankiewicza" to przyjdą na niego, z sentymentu, ciekawości, dania szansy - dodał Stankiewicz.