- Produkcja od lat zabiegała o twój udział w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. Co sprawiało, że w końcu się zdecydowałaś?
- To bardzo miłe, że przez tak długi czas zależało im na moim udziale. Złożyło się na to kilka czynników. Na pewno duża w tym zasługa producentki Magdy Brudzińskiej, która ma ogromny talent do przekonywania i umiała do mnie trafić. W toku kolejnych spotkań i rozmów panią Katarzyną Wajdą i panem Edwardem Miszczakiem poczułam, że wchodzę w grono życzliwych mi ludzi, którzy we mnie wierzą. To dodało mi pewności siebie, bo nie ukrywam, że obawiałam się tego formatu. Wyzwaniem jest już sama praca nad maską, która potrafi trwać tutaj wiele godzin. Do tego dochodzi praca nad odtworzeniem cudzej barwy głosu, a byłam przekonana, że tego nie umiem. Wiedziałam, że udział w takim show wymaga ogromnych nakładów pracy i nie da się tego połączyć z innymi projektami, a zawsze staram się robić wszystko na 100 procent. Aktualnie kończę pracę nad nowym albumem, jesteśmy już na etapie miksów, więc akurat czasowo złożyło się tak, że mogłam sobie na udział w takim programie pozwolić. Przekonała mnie też po części zmiana jego zasad, dzięki czemu nie ma już ryzyka, że ktoś zostanie oskarżony o „black face”, bo bardzo bym nie chciała stać się celem takich oskarżeń. Poza tym w ostatnich latach nabrałam większego dystansu do siebie i nie traktuję siebie i otoczenia tak poważnie, i pomyślałam, że kiedy mam się bawić, jak nie teraz? Kiedy, jak nie teraz, mam korzystać z życia i nauczyć się czegoś nowego. Nie żałuję tej decyzji. Wkręciłam się już i rzeczywiście dobrze się bawię.
- Nie traktujesz tego jak rywalizacji z innymi uczestnikami?
- Absolutnie nie. Tu tego nie ma, co zresztą też mnie przekonało do wzięcia udziału, bo muszę przyznać, że staram się unikać formatów, które opierają się na rywalizacji. Wówczas przed występem wkrada się dodatkowy stres, który potrafi być paraliżujący. To zresztą powód, dla którego nie zdecydowałam się dotąd ubiegać o miejsce na Eurowizji czy w innych konkursach. Tutaj tego nie ma, choć po kolejnym odcinku zauważyłam się zaczął się u mnie wkradać element presji w stosunku do samej siebie. Wynika to jednak raczej z takiej chęci pokazania się od jak najlepszej strony, zwłaszcza gdy wcielam się w artystę, który jest dla mnie szczególnie ważny. Natomiast jeśli chodzi o uczestników, to trafiłam na tak świetną grupę, że nie tylko nie ścigamy się ze sobą, ale wręcz działamy na siebie jak grupa wsparcia (śmiech). Niedawno nawet spotkaliśmy się wszyscy zmęczeni po odcinkach, żeby się trochę wzajemnie podopingować, wymienić doświadczeniami i po prostu pogadać.
- Pierwsze wcielenie jest dla uczestnika zawsze pamiętnym przeżyciem. Jak było w twoim wypadku?
- W pierwszym odcinku byłam kobietą, więc gdy zobaczyłam się w lustrze po metamorfozie, bardziej byłam podekscytowana niż zdziwiona. Za to później musiałam się wcielić w mężczyznę, i to już było dziwaczne wrażenie! Zwłaszcza, gdy zdążyłam już zapomnieć, że mam na sobie charakteryzację. Dla mózgu to po prostu bardzo sprzeczne bodźce. Zresztą w ogóle jest ich tutaj sporo, bo przecież musimy też pamiętać o ruchach scenicznych danej postaci, utrzymać barwę głosu, nie wypaść z rytmu. To prawdziwy rollercoaster emocjonalny, wyzwanie i psychiczne i fizyczne, ciągłe pokonywanie swoich słabości. Spodziewałam się oczywiście ciężkiej pracy, ale poziom wyzwania jednak mnie zaskoczył! Ale jest jeszcze aspekt emocjonalny tych metamorfoz. W jednym z odcinków miałam wcielić się w pewnego artystę, który szczerze mówiąc nie budził we mnie na początku zbyt dużych emocji. Ale pracując nad tą postacią pod kątem aktorskim, tak się w to zaangażowałam, że później nie potrafiłam się z nią rozstać, czułam że wręcz za nią tęsknię. Te emocje wciąż we mnie tkwiły. Nawet po zakończeniu zdjęć do odcinka cały weekend spędziłam, oglądając jego teledyski, żeby te jego przeżycia mogły ze mnie zejść.
- Który z aspektów pracy nad metamorfozą kosztuje cię najwięcej?
- Najtrudniejszy jest dla mnie wokal, bo, jak wspomniałam, nie przychodzi mi łatwo naśladowanie cudzych głosów. Są tu osoby, którym idzie to o wiele sprawniej. Muszę przyznać, że poziom tej edycji pod tym względem jest naprawdę bardzo wysoki. Z wielkim podziwem to oglądam, bo wiem, ile mnie samą pracy kosztuje tworzenie wylosowanej postaci. Każdego dnia poświęcam temu kilka godzin. To wcale nie przychodzi tak łatwo, jak może się widzom wydawać. Wkładam w to naprawdę całe serce, do tego stopnia, że na planie dostałam już pseudonim „Robot” (śmiech). Cóż, uznałam, że skoro 10 lat się na to decydowałam, to zrobię to dobrze.
- Nie tylko z powodu programu jednak jest to dla ciebie pracowity czas. Jak wspomniałaś, kończysz nad płytą. Kiedy ją usłyszymy?
- Z jednej strony zależy mi na tym, żeby jak najszybciej, ale z drugiej po raz pierwszy chciałabym to zrobić spokojnie i bez narzucania sobie presji terminów. Początkowo sądziłam, że album ukaże się jeszcze tej jesieni, ale teraz myślę, że będzie to raczej w nowym roku. Daję sobie jeszcze czas, by zdecydować ostatecznie. Mogę natomiast powiedzieć, że ta płyta jest całkowitym spełnieniem moich muzycznych marzeń – zarówno jeśli chodzi o brzmienia, jak i gatunek. Jest to hołd dla wszystkich artystów, którzy wpłynęli na mój rozwój muzyczny, dlatego też na ten płycie pojawiają się goście, którzy są moimi scenicznymi idolami. Mam nadzieję, że te utwory przyniosą słuchaczom dużo radości.
Emisja w TV:
"Twoja Twarz Brzmi Znajomo", pt., godz. 19.55 w Polsacie