"Super Express": - Jak na urodzonego w Stanach bardzo dobrze mówisz po polsku...
Paul: - Tak, ponieważ jest to pierwszy język, który poznałem. W naszym domu rodzinnym mówiliśmy tylko po polsku. Niestety, mój polski nieco się pogorszył, kiedy zacząłem częściej używać angielskiego. Mieszkając w Stanach, właśnie w tym języku mówię na co dzień. Przez ostatnie dwadzieścia lat... Po polsku rozmawiam już tylko z moją rodziną.
Przeczytaj koniecznie: Paul Wesley: Jestem dumny, że jestem Polakiem!
- Ponoć pytałeś ich o zgodę zanim zmieniłeś sobie nazwisko z Wasilewski na Wesley?
- Tak, pytałem ich, bo bardzo się liczę z ich opinią. A nazwisko zmieniłem w 2005 r. ze względów zawodowych, ponieważ moje było zbyt trudne do wymówienia.
- Kiedy ostatni raz byłeś w Polsce?
- Kiedy miałem 16 lat. Spędziłem tam w sumie cztery miesiące. Jeździłem w odwiedziny do moich dziadków w Warszawie. Będę próbował przyjechać niedługo i chciałbym spędzić tu przynajmniej dwa tygodnie.
- Który z polskich przysmaków lubisz najbardziej?
- Pierogi mojej babci są niesamowite, wprost rozpływają się w ustach! No i tradycyjne polskie dania wigilijne...
- Jak to się stało, że zostałeś aktorem?
- W szkole średniej było obowiązkowe uczestnictwo w zajęciach aktorskich. I powoli zakochałem się w tym zawodzie.
Patrz też: Brad Pitt piękniejszym wampirem niż Pattinson!
- Po kim odziedziczyłeś talent?
- Sam nie wiem, w naszej rodzinie nie ma aktorów. Choć tata Tomasz, kiedy był dzieckiem, wziął udział w starym polskim filmie. Ekipa zgarnęła go z ulicy, nie był nawet aktorem! To było bardzo śmieszne. Film miał tytuł "Jagoda w mieście". Od tamtej pory już w niczym nie zagrał.
- Może zagrałbyś kiedyś w polskim filmie?
- Jak najbardziej! Byłaby to dla mnie wspaniała okazja i jeśli dostałbym taką propozycję, zgodziłbym się bez zastanowienia. Zagrałem raz w filmie Agnieszki Holland wiele lat temu, ale grałem po angielsku.