- Czy Agnieszka, którą grasz w "Klanie", w nowych odcinkach serialu znów będzie przeżywała miłosne rozterki?
- To chyba moja karma i już tak zostanie, że Agnieszka wciąż będzie miała miłosne dylematy (śmiech). Na razie postanowiła być singielką. Myślę, że w jej przypadku połączenie singielstwa z macierzyństwem jest realne, ale trzeba mieć do tego siłę. A przede wszystkim trzeba się samemu świadomie na nie zgodzić. Nie usprawiedliwiać nim swoich miłosnych porażek. Niemniej mam nadzieję, że Agnieszce przydarzy się jeszcze przyjemny partner.
- Prywatnie jesteś bardziej zaradna od twojej bohaterki?
- Jestem twardsza niż ona. Czasem przy jej postępowaniu ręce mi opadają. Moja bohaterka nie podejmuje zbyt wielu mądrych decyzji. Agnieszka za bardzo przejmuje się tym, co ją spotyka, nie potrafi ukrywać emocji. Okazuje się jednak, że wiele dziewczyn, które oglądają serial, przyznały mi się, że silnie, razem z Agnieszką przeżywały jej maturę i macierzyństwo.
- W "Klanie" występuje też twoja mama, Joanna Żółkowska. Podobno nie udzielała ci rad, jak masz grać?
- To prawda. Jestem osobą niezależną. Moja mama nie lubi zaś narzucać swojego zdania komukolwiek, również mnie. Od dziecka zresztą budowała mnie tak, abym była odrębna, także, żebym po swojemu odnalazła się w zawodzie aktorki. Tego zawodu nie można uprawiać pod presją lub próbując kogoś naśladować. Trzeba w nim znaleźć siebie.
- Ciężko pracowałaś na swoje nazwisko...
- Myślę, że tak. Długo nie wiedziano, że jestem córką Joanny Żółkowskiej. Najpierw zaczęłam grać, występować, a dopiero po dłuższym czasie przedstawiłyśmy się rodzinnie w wywiadzie. Oczywiście mogłam zacząć od pojawiania się na łamach prasy razem z mamą, ale nie zrobiłam tego. Zawsze traktowałam aktorstwo jako drogę, którą sobie wybrałam, a nie jako zaspokajanie potrzeby popularności.
- W jakim jesteś miejscu swojej zawodowej drogi?
- W dziwnym... Mam bardzo dużo sił i poczucie, że mogłabym sprostać nowym wyzwaniom, a nie mam konkretnych planów zawodowych. Na razie jedynym konkretem jest książka, którą piszę. To część większego projektu związanego z macierzyństwem, czyli tematem bardzo mi bliskim. Najogólniej mówiąc, chodzi w nim o to, aby przypomnieć kobietom o ich sile, o tym, że szczęśliwe dziecko to szczęśliwa matka. Powiedzenie dziecku: "Ja się dla ciebie poświęciłam" oznacza całkowitą porażkę wychowawczą.
- Jakie są twoje córki?
- Pomieszane. Każdy ze znajomych, gdy na nie patrzy, mówi co innego - jedni, że są podobne do mnie, inni, że do Michała. Na pewno są niezależne, każda na swój sposób. Młodsza, Marcysia, to zodiakalny Lew, który ma ostre pazury, mocne łapy, żeby sobie ze wszystkim poradzić. Starsza, Tosia, ucieka w świat wyobraźni, tworzy wiersze, historie. Zobaczymy, co z nich wyrośnia. Myślę, że obydwie mają małe szanse, by zająć się czymś niezwiązanym z zawodem artystycznym.
- Ty dorastałaś na planie filmowym...
- Tak. Zaczęłam grać w "Klanie", gdy nie byłam jeszcze w szkole teatralnej. Nie wiedziałam, czy się do tego zawodu w ogóle nadaję. Gdy skończyłam szkołę teatralną, też nie byłam pewna, czy to właściwy kierunek. Ale udało się i okazało, że jest dobrze.