- Tegoroczna wiosna to dla ciebie szczególny moment – niedawno świętowałaś 5. rocznicę debiutu w roli prowadzącej „Dzień Dobry TVN”. Jak oceniasz ten czas?
- Zabawne jest to, że, chociaż jesteśmy z Damianem Michałowskim wciąż stosunkowo świeżym duetem, to dziś mamy w ekipie „Dzień Dobry TVN” prawie najdłuższy staż (śmiech)! Wyprzedzają nas tylko Dorota Wellman i Marcin Prokop. Dla nas ta rocznica była istotna, bo jednak telewizja śniadaniowa jest bardzo dynamicznym środowiskiem, a roszady między prowadzącymi są dość częste, więc to 5-lecie traktujemy jak spore osiągnięcie. Niezwykle miłe jest też dla nas wsparcie widzów, którzy nas dopingują. Myślę, że to w dużej mierze zasługa tego, że po prostu świetnie nas dobrano. My naprawdę bardzo się lubimy i staramy wzajemnie wspierać. Tu nie ma rywalizacji, gramy do jednej bramki, a to jest, moim zdaniem, w duecie najważniejsze. Początki były wyzwaniem, bo o tym, że będziemy prowadzić „Dzień Dobry TVN” dowiedzieliśmy się na krótko przed wybuchem pandemii, która wywróciła całą naszą rzeczywistość do góry nogami, w tym również organizację programu. Niemal wszystko trzeba było wtedy urządzić na nowo. Pamiętam, jak nam wtedy powtarzano, że jeśli uda nam się przetrwać ten czas, to później będzie już tylko z górki!
- Czy tak rzeczywiście było? Debiutowanie w tak trudnych warunkach zahartowało cię?
- Telewizja śniadaniowa generalnie jest chyba najbardziej hartującym formatem telewizyjnym, bo nie da się tego porównać do pracy na jakimkolwiek innym planie. Nawet na żywo, bo takich programach, jak „You Can Dance” czy „Mam Talent” nie wszystko opiera się na prowadzących, a my tutaj jesteśmy przez 4 godziny zaangażowani w każdy element. Jest tu oczywiście miejsce na luz i spontaniczność, ale pod warunkiem, że będziemy do prowadzonego przez siebie wydania bardzo dobrze przygotowani. Dzięki temu maleje ryzyko, że coś nas na wizji zaskoczy. Dlatego mogę porównać prowadzenie „Dzień Dobry TVN” do poligonu, ale ja i Damian znamy tu dobrze wszystkie przeszkody. Po takim doświadczeniu każdy inny program już jest zdecydowanie łatwiejszy.
- Ekipa programu będzie też widzom towarzyszyć w Wielkanoc. Jak w tym roku planujesz spędzić ten szczególny czas?
- Dla mnie te święta są bardzo ważne, bo jestem osobą wierzącą. Traktuję ten czas przede wszystkim jako okazję do głębszej refleksji, zatrzymania się, wyciszenia, zaglądania w głąb siebie, przypomnienia o tym, co w życiu liczy się naprawdę. Ponieważ w tym roku jesteśmy w święta dla naszych widzów, tym razem nie uda mi się spędzić Wielkanocy na Podhalu, gdzie pewnie byśmy się z rodziną udali, gdyby była taka możliwość. Tam zwykle spędzamy ten czas. Górale mają naprawdę przepiękne tradycje wielkanocne i przeżywają święta z taką niezwykłą uważnością. Widać to choćby w naszym kościółku w Kościelisku, kiedy w tych dniach odbywa się całodniowa warta przy grobie Jezusa. Odświętnie ubrani górale z wyjątkowym dostojeństwem zmieniają się przy nim co godzinę. Pokazujemy ten moment naszym dzieciom, zabieramy je też na Kalatówki, gdzie zawsze w Lany Poniedziałek odbywają się zawody o Wielkanocne Jajo. Uczestnicy zjeżdżają w tradycyjnych strojach i na dawnym, również tradycyjnym sprzęcie. To wydarzenie zawsze gromadzi mnóstwo ludzi. Zjeżdżają się z całego świata, żeby to zobaczyć.
- Czy tradycje podhalańskie pojawiają się też na waszym wielkanocnym stole?
- Jeśli chodzi o smaki wielkanocne, to one nie wyróżniają się tak bardzo, jak te bożonarodzeniowe. U nas najważniejsza jest święconka, z którą wracamy z kościoła w Wielką Sobotę, a którą zawsze z dziećmi przygotowujemy wspólnie już w piątek. Wtedy, zgodnie z tradycją katolicką, pościmy. W Wielką Niedzielę spożywamy to, co było w koszyczku, podczas wielkanocnego śniadania. Tu królują przede wszystkim jajka w różnych postaciach. W Kościelisku przygotowujemy takie śniadanie razem z Sebastianem [Karpielem-Bułecką, mężem prezenterki – przyp. red.], natomiast w Warszawie organizują je moi rodzice. W zeszłym roku było u nich wyjątkowo tłoczono, bo oprócz tego, że zjechała się rodzina, to jeszcze zabrałam ze sobą koleżanki, które nie pojechały na święta do domu, bo pracowały ze mną. To był fantastyczny czas. Dla mnie to kolejny ważny wymiar świąt. Oprócz aspektu duchowego liczy się też aspekt rodzinny. U nas zawsze święta spędzane są w bardzo licznym gronie, spotykają się wszystkie pokolenia i mam nadzieję, że moje dzieci też w przyszłości przejmą tą tradycję.
- Na który moment czekasz w święta szczególnie?
- Najfajniejsze są dla mnie chyba same przygotowania. Ten moment, kiedy wspólnie układamy święconkę w koszyczku czy choćby robimy pisanki, bo nie kupujemy gotowych, tylko tworzymy własne, wkładając w to zawsze całe serce. Co roku robimy sobie zresztą z nimi zdjęcia, co też ma swój urok, bo niesamowicie jest później patrzeć, jak pisanki naszych dzieci ewoluowały na przestrzeni lat. To jest piękny moment, kiedy spotykamy się przy wspólnym stole, jesteśmy tu i teraz, świat się na chwilę zatrzymuje i mamy czas, by ze sobą porozmawiać, wysłuchać się. Staramy się zresztą, na ile jest to możliwe, pielęgnować ten zwyczaj nie tylko od święta.
- Czego życzysz naszym czytelnikom z okazji nadchodzącej Wielkanocy?
- Tym, którzy na co dzień pędzą, życzę, by mogli zatrzymać się. Tym samotnym, bo i tak się w życiu zdarza, życzę, by nie tracili nadziei, że dla nich też zaświeci słońce, i być może następne święta będą już spędzać w większym gronie. Życzę wszystkim czytelnikom zdrowia, spokoju w sercu, który jest szczególnie ważny w tych rozpędzonych czasach, kiedy tak wielu z nas w swojej codzienności ciągle gdzieś goni, i żebyśmy potrafili w drugim człowieku zobaczyć... człowieka.
Emisja w TV:
"Dzień Dobry TVN", pon.-ndz., godz. 7.45 w TVN