Nie jest tajemnicą, że w tle rozstania Pauliny Smaszcz i Macieja Kurzajewskiego są duże pieniądze. Przez 23 lata małżeństwa znacznie zmienił się status finansowy i pozycja społeczna małżonków. Smaszcz ujawniła, że przy rozwodzie jasno określili sprawy związane z finansami, ale rzekomo gospodarz „Pytania na śniadanie” ich nie respektuje. Paulina postanowiła więc przypomnieć mu o tym publicznie.
– Mieliśmy warunki umowy rozwodowej. Ja się zgodziłam na rozwód bez orzekania o winie, ale zostały uzgodnione warunki, których on nie dotrzymuje - mówi Paulina Smaszcz w rozmowie z "Super Expressem". - To, co wyprawia przez ostatnie tygodnie, jest nie do przyjęcia. Przykro, że wmanewrował w to swoją mamę. Ona nie jest niczemu winna: miły, starszy człowiek. Współczuję mu, gdy będzie musiał spojrzeć sobie w twarz. Bardzo mu współczuję, bo będzie musiał powiedzieć, skąd te wszystkie kłamstwa i niedotrzymanie obietnic złożonych przy rozwodzie i podziale majątku. Na wszystko mamy podpisane akty – zaznacza Paulina Smaszcz w rozmowie z „Super Expressem”.
Kurzajewski dorobił się majątku dzięki byłej żonie?
To właśnie Paulina przez lata była głową tej rodziny. Wielokrotnie podkreślała, że to ona kosztem własnej kariery zrobiła z Macieja gwiazdę. I że to ona, wychodząc za niego za mąż w 1996 r., miała więcej na koncie.
– Maciek nie miał nic, kiedy ze mną się ożenił. A ja od 16. roku życia bardzo ciężko pracuję i mam komu to zostawić, a jak długo pożyję, tego nie wiadomo. Wiem, że pieniądze i wizerunek są dla niego najważniejsze, ale ja się tak szybko nie poddam. Nawet kosztem tego, że wszyscy mogą na mnie pluć, zbrukać mnie, wyzywać od najgorszych. Zobaczymy – grzmi dziennikarka. I dodaje: – Jeszcze niedawno pożyczałam mu swój samochód, bo nie miał czym jeździć… Ale jak człowiek kocha, to daje wszystko, bo na tym też polega miłość – zauważa Smaszcz.
Maciej Kurzajewski odmówił SE komentarza, nie chciał odnosić się do słów swej byłej żony.