Andrzej i Maryla poznali się w 1976 roku. Piosenkarka w jednej ze swoich biografii wspominała, że darzyła kochanka wielkim uczuciem. Po rozstaniu długo nie mogła dojść do siebie. "Cierpiałam. Byłam zaangażowana w dużo większym stopniu niż Andrzej. Podobno jego tatuś nalegał na rozstanie" - pisała. Jaroszewicz nigdy tego nie skomentował. Aż do teraz.
"Widzieliśmy się w tym czasie z dziesięć razy. Ojciec nigdy nie ingerował w moje życie uczuciowe" - czytamy w książce Jaroszewicza "Czerwony książę", która we wtorek trafi do księgarń. "Ten związek umarł śmiercią naturalną. Żadne z nas nie inicjowało spotkań, widywaliśmy się coraz rzadziej, a w końcu całkiem przestaliśmy. Maryla pisze, że cierpiała, gdyż była zaangażowana bardziej niż ja. Nie neguję tego, ale my nic sobie nie obiecywaliśmy. Wydawało mi się, że nam obojgu chodzi po prostu o krótki romans".
Jak dziś komentuje to Maryla? - Andrzej napisał prawdę i nie mam do niego żalu. Ja to ujęłam nieco inaczej w książce, bo kobiety inaczej to przeżywają - mówi "Super Expressowi" artystka.