Taki już etos rockandrollowca. Trzeba się bawić, pić i demolować hotelowe pokoje. Maciej Maleńczuk w jedną noc zaliczył każdy z tych punktów. O innych lepiej nie wiedzieć, bo na imprezie, którą zorganizował w apartamencie za 550 złotych, było wiele kobiet.
Libacja zaczęła się wieczorem i trwała do późnej nocy. Choć apartament był przestronny, panowała w nim niezwykła ciasnota, a to dlatego, że do imprezy przyłączyli się podobno goście z okolicznych pokoi. I wtedy gospodarz stracił kontrolę nad dalszym rozwojem wypadków. - Wiadomo, jak to jest na dobrej imprezie zakrapianej alkoholem: a to ktoś za mocno oprze łokieć o szafkę, a to oprze się o coś innego lub też wychylając się przez okno, urwie firankę. Nie zaprzeczam, że na imprezie były również panie, jak to na miłym wieczorze. Natomiast nie rozpaliliśmy ogniska, nie wyrzucaliśmy telewizorów przez okna i nie odkręciliśmy też hydrantu - relacjonuje szaloną noc Maciej Muraszko, impresario Macieja Maleńczuka. Rzeczywiście, mogło być gorzej - ale właściciela hotelu to jakoś nie uspokoiło i złożył zawiadomienie o przestępstwie. - Potwierdzam te fakty. Wpłynęło do nas takie zawiadomienie. Niewykluczone, że jeśli piosenkarz pokryje straty hotelu, to jego właściciel wycofa się z niego - mówi prokurator Adam Lis z Bydgoszczy. Czy tak się stanie? Na razie Maciej Maleńczuk za pośrednictwem impresario przeprasza za szkody.