Było mroźne popołudnie, gdy Piotr podjechał samochodem pod port lotniczy w Warszawie. Przywiózł tam świeżo poślubioną Katarzynę i jej adoptowanego w zeszłym roku synka Shaantiego (5 l.). Oni lecieli do Paryża, gdzie Kasia na co dzień mieszka i pracuje. Piotra niestety obowiązki zatrzymały w stolicy.
Rozstanie na lotnisku każdemu ściskało serce. Najbardziej jednak nieszczęśliwi byli panowie. Adamczyk ze wszystkich sił starał się chłopcu wynagrodzić to, że nie wsiada z nim do samolotu. Dał mu nawet prezent. Shaanti nie odstępował aktora ani na krok. Nie poszedł nawet z mamą, gdy ta załatwiała sprawy z paszportami. Został z Piotrem i ofiarował mu wielkiego całusa.
Piotra rodzina uszczęśliwiła, uskrzydliła. To widać, ale i słychać.
- Jestem szczęśliwy - powiedział w jednym z wywiadów. - Mój świat dziś to Kasia i dzieci.
Shaanti miał dużo szczęścia. Choć biologiczni rodzice porzucili go, znalazł nową rodzinę. Katarzyna adoptowała go w zeszłym roku. Shaantiemu nie wystarczała jednak nowa mama i jej córka z pierwszego małżeństwa, Mia. Zapragnął, prócz mamy i siostry, mieć także ojca. "Czy możesz zostać moim tatą?" - zapytał chłopiec Piotra, gdy kilka miesięcy temu aktor odwiedził Kasię w Paryżu. Adamczyka tak to wzruszyło, że poprosił ukochaną o rękę. W styczniu wzięli ślub.
Teraz czas na przysposobienie syna. Jak dowiedzieliśmy się w jednym z ośrodków, Adamczyk nie powinien mieć z tym problemów. Taki proces trwa zazwyczaj kilka miesięcy.