"SE": - Piotrze, twoją największą pasją jest wspinaczka, jesteś nawet instruktorem rekreacji ruchowej o specjalności wspinaczka skałkowa. Jak to się wszystko zaczęło?
Piotr Kupicha: - Przede wszystkim jestem instruktorem wspinaczki, ale to z ramienia pracy. By bezpiecznie wprowadzać i sprowadzać ludzi i tak gdzieś ta pasja dojrzewa. Dopiero mam zaliczoną koronę Europy i koronę Afryki, czyli Mount Blanc i Kilimandżaro, to są takie dwie górki.
- A na Mount Blanc ponoć zagrałeś na gitarze?
- Wniosłem gitarę i o mały włosy mnie nie zwiało z tego Mount Blanc. Nie wiem, co mnie w ogóle wzięło, żeby taki żagiel nieść na plecach, jak tam wiatr dochodził do 100 km/h. Naprawdę to było niesamowite przeżycie. Próbowałem zagrać i zagrałem taką fajną piosenkę z Feela 3 "Zostań ze mną", tak że próbowałem, ale było bardzo ciężko. Te góry są wymagające ze względu na wysokość, która robi swoje.
- Lubisz czuć adrenalinę?
- Zdecydowanie tak, ale też odpowiedzialność, bo góry uczą odpowiedzialności.
- A żona nie ma nic przeciwko? Nie boi się, że coś ci się może stać? W końcu taka wspinaczka jest bardzo niebezpieczna.
- Tak, boi się, ale u nas relacje mąż - żona to są relacje bardzo partnerskie i każdy, jeśli ma ochotę, może robić, co chce. Żona się tak samo martwi jak moi rodzice, to jest zupełnie normalne.
- Planujesz zdobyć jeszcze jakiś szczyt?
- Oczywiście, że tak. Moim kolejnym celem jest szczyt Matterhorn w Szwajcarii, jest to góra naprawdę wymagająca, nawet bardziej niż Mount Blanc czy Kilimandżaro.
- Uprawiasz sporty, ale i tak nadal jesteś bardzo szczupluteńki...
- Jeśli nie byłbym szczupluteńki, to miałbym problem, żeby się wspinać. Wiem, że jestem bardzo szczupłą osobą, ale to mi pomaga się wspinać.
- Chciałbyś, żeby twoi synowie poszli w twoje ślady i zaczęli się wspinać?
- Niech robią, co chcą, to są wspaniali chłopcy. Jeśli tylko będą chcieli, ja im na pewno będę pomagał.