Już jako sześciolatek wiedziałem, co chcę robić w życiu. Wiedziałem, że chcę być muzykiem i kompozytorem. Nigdy nie myślałem o tym, żeby robić coś innego. Oczywiście czasem zdarzały mi się momenty zmęczenia, bo oprócz normalnych szkolnych obowiązków, miałem codziennie kilka godzin ćwiczeń na instrumencie. Wtedy odkładałem wiolonczelę na jeden dzień i potem znowu z przyjemnością wracałem do grania.
Liceum muzyczne wspominam bardzo miło. To były inne czasy niż dziś. Szarobure, więc nie było zbytnio co robić. Miałem to szczęście, że miałem muzykę, możliwość ucieczki w inny świat. Dziś bez problemu można kupić sobie nuty, wtedy trzeba było je zdobywać.
Motywacją do pracy, zwłaszcza dla młodych, zdolnych, były wyjazdy na Zachód. Właśnie dlatego tak długo grałem na wiolonczeli, bo moi rodzice i ja sam stwierdziliśmy, że to szansa, by się wyrwać z Polski, by za granicą grać w orkiestrze.
Pierwszy wyjazd, na jaki się wybrałem, odbył się w 1988 roku. Zaraz po skończeniu liceum dostałem się do Światowej Orkiestry Jeunesses Musicales. To był taki specjalny obóz dla 110 muzyków z 35 krajów, którzy tworzą orkiestrę, próbują i potem koncertują. Na tych obozach bywali ludzie z różnych stron świata. Z Polski w 1988 roku wyjechały tam trzy osoby, a wśród nich właśnie ja. To było duże wyróżnienie. W kolejnym roku zostałem tam również zaproszony. Już bez egzaminów, ze względu na poziom, który prezentowałem na poprzednim wyjeździe.
Stwierdziłem jednak, że gra na wiolonczeli w orkiestrze nie jest moją życiową drogą. Chciałem robić coś swojego - pisać muzykę, komponować, aranżować, prowadzić nagrania. Już wcześniej, zanim pojechałem na obóz, miałem swoje zespoły muzyczne i skomponowałem m.in. jedną z piosenek, która po latach na stałe zagościła w repertuarze Michała Bajora. To utwór "Chciałbym", który powstał w 1987 roku. Wraz z kolegami próbowaliśmy zakładać przeróżne zespoły rockowe, ale nie był to dobry pomysł, bo nie umiałem grać na gitarze. Teraz troszeczkę sobie to rekompensuję - moja nowa płyta "Opisanie świata" idzie w stronę ostrzejszych brzmień.
Gdy miałem 18 lat, wyprowadziłem się z rodzinnego domu. Bardzo chciałem się uniezależnić, pisanie muzyki wymaga spokoju. Stwierdziłem, że fajniej jest być na swoim, niż żyć na garnuszku rodziców. Dosyć wcześnie zacząłem pracować zawodowo, utrzymywać się z muzyki. Raz było lepiej, raz gorzej. Ale dawało mi to poczucie niezależności i szkołę życia. Musiałem nauczyć się odpowiedzialności. W domu rodzice trzymali mnie trochę pod kloszem. Trzeba było uważać, żeby muzyk nie złamał sobie palców, ręki - przez to nie uprawiałem sportów. Takie wtedy były zasady. Dziś na szczęście podejście jest zupełnie inne.