- Czy, kiedy pracował pan jako korespondent wojenny zdarzyło się panu znaleźć kiedyś w naprawdę niebezpiecznej sytuacji?
- Znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji? Tak. Bać się? Nie. Wiem, że to może brzmi nieprawdopodobnie i nie mam wątpliwości, że to doświadczenie większości reporterów. Kiedy jesteś w takim miejscu, jak Strefa Gazy, na Zachodnim Brzegu, czy w Iraku i trwają tam walki to w czasie zdjęć są dziesiątki rzeczy, którymi musisz się zająć – sprawdzić, czy masz dysk dla swojego operatora, czy jest bezpieczny, czy masz naładowany telefon, gdzie naładujesz go po zdjęciach, gdzie jest statyw, gdzie zmontujecie materiał, jak go wyślecie. Tam w ogóle nie ma czasu na strach.
- Kilka miesięcy temu wyruszył pan w kolejną trudną misję w ramach zdjęć do programu „Wracajcie, skąd przyszliście”. Co w nim zobaczymy?
- Na ile to możliwe, to jest najbardziej obiektywny sposób opowiedzenia o największym dramacie XXI wieku. Sześć osób, z których trzy są zdecydowanie przeciwko przyjmowaniu uchodźców w Polsce, a trzy są za ich przyjmowaniem - wyruszają w podróż tam, skąd uciekają miliony ludzi.
- Jakie odwiedziliście miejsca?
- Podróż zaczęła się tak naprawdę w Polsce, ale pierwszy spotkanie z uchodźcami było w Niemczech. Rozmawialiśmy z tymi, którzy ułożyli sobie życie w Berlinie i z tymi, którzy nie potrafią się tam odnaleźć, z Niemcami, którzy sami gościli ich w domach i z tymi, którzy uważają, że to źle, że ich kraj ich przyjął. Takie same rozmowy odbywaliśmy w Austrii – ze zwolennikami, z przeciwnikami i z samymi uchodźcami. Potem przez Czechy, Węgry, Serbię i Grecję dotarliśmy do Iraku. Padały wszystkie możliwe pytania - czego uchodźcy oczekują od życia w nowym miejscu? Czy chcą zostać tam na stałe, czy jak najszybciej wrócić do swojej ojczyzny? Co się działo tam, skąd uciekają, np. z Iraku, Afganistanu? Czy chcą budować w Europie kalifat, czy raczej domek z ogródkiem? Kluczowe są dwie rozmowy, które odbywamy z uczestnikami naszej wyprawy - na początku i na końcu. Wtedy okazuje się, czy zmienili swoje poglądy, czy się w nich utwierdzili, coś ich zaskoczyło, czy było dokładnie tak jak się spodziewali?
- Zobaczył pan to, czego pewnie przeciętny Polak nigdy nie zobaczy. Czy podczas tej podróży coś się zmieniło w pana postrzeganiu tego problemu?
-Tak. Byłem już wcześniej i w Iraku i w Syrii, ale ta podróż była zupełnie inna. Nie chcę tego zdradzić, bo widzowie zobaczą to dopiero w ostatnim odcinku, ale wiele rzeczy okazało się wyglądać inaczej, niż się spodziewałem. Wiele razy zastanawialiśmy się też, co można by zrobić inaczej, lepiej. Nie mogę powiedzieć teraz za dużo, ale to były niezwykłe, czasem zaskakujące, a czasem szokujące i dramatyczne doświadczenia.
- Program już wzbudził wielkie emocje. Czy nie obawia się pan, że format może wywołać kontrowersje?
- Nie. Przede wszystkim dość zaskakujący dla mnie był pomysł komentowania czegoś, czego się nie widziało. Wspaniała byłaby dyskusja po obejrzeniu pierwszego odcinka, a najlepiej po obejrzeniu wszystkich, ale wcześniej to jest niemożliwe. Ta wielka wędrówka ludów to jeden z największych dramatów i wyzwań, z jakim Zjednoczona Europa mierzy się od momentu swojego powstania. Większość Polaków nigdy w życiu nie spotkała uchodźców, a poglądy w tej sprawie mamy zazwyczaj dość jasno określone. My w czasie podróży spotkaliśmy ich setki i odbyliśmy setki rozmów, bardzo różnych, ale uważam, że zawsze bardzo szczerych. Kiedy zastanawiałem się przed podróżą jakie pytania nasi widzowie chcieliby zadać w tej sprawie – to nie mam wątpliwości, że wszystkie z nich padły. Nie ma takiej możliwości, żeby widz swojego punktu widzenia nie odnalazł w tym, co mówią uczestnicy naszej wyprawy.
- Czy myśli pan, że ten program zmieni postrzeganie przez Polaków?
- Zawsze lepiej wiedzieć więcej niż mniej. Uważam, że tak dużej porcji wiedzy na ten temat i doświadczenia w żadnej polskiej stacji telewizyjnej do tej pory nie było. A od lat nie było też tematu, który budziłby w nas większe emocje.
Emisja w TV:
Wracajcie, skąd przyszliście
środa 21.30 TVN