Jakie relacje naprawdę łączą Jana Borysewicza i Janusza Panasewicza? Czy oni się lubią? Jak to możliwe, że wytrzymali ze sobą na scenie aż 40 lat? Obaj muzycy Lady Pank uchylili rąbka tajemnicy i szczerze opowiedzieli o stosunkach, które panują między nimi. - Przede wszystkim dogadujemy się. Nie mieliśmy ani jednej akcji, w której poszlibyśmy na noże, nie odzywali się do siebie albo uznali, że to koniec. Jestem takim człowiekiem, że nawet, jeśli pojawiają się jakieś niesnaski, to staram się je korygować i rozwiązywać od razu. Nie zostawiam nic na później - wyznał magazynowi WP Jan Borysewicz. - Jesteśmy tych 40 lat razem i bardzo się lubimy, lubimy razem grać, rozmawiać, spędzać czas. No i on szanuje mnie jako gitarzystę, ja go szanuję jako wokalistę, a to co robimy, robimy szczerze. Ot, w tym tkwi cały sekret - dodał lider Lady Pank. Troszkę inne - choć absolutnie nie będące w sprzeczności z wypowiedzią kolegi - spojrzenie na relacje pomiędzy gwiazdorami przedstawił Janusz Panasewicz. Wiadomo już, czy muzycy spotykają się poza działalnością artystyczną.
ZOBACZ TAKŻE: Małgorzata Socha prawie NAGO maluje pisanki! Bardziej szokującego świątecznego zdjęcia nie zobaczycie
- Mamy za sobą naprawdę długą historię. Przez ten czas nabraliśmy wobec siebie mnóstwo tolerancji, wyrozumiałości, spokoju. Poznaliśmy swoje dobre i złe strony, wiemy, jak reagować na różne sytuacje. Chwalę to sobie, bo to droga kompromisu i zrozumienia. I oczywiście, łączy nas pasja. Bawimy się tym, co robimy i to się zwyczajnie w naszym przypadku sprawdza. Nie potrzebujemy się spotykać szczególnie poza kapelą - zdradził wokalista Lady Pank, także w rozmowie z magazynem WP. - Te chwile przerwy są nam zwyczajnie potrzebne. Dla nas samych i dla naszych bliskich - tłumaczył Janusz Panasewicz.