Maksymilian Chajzer pochowany jest w pięknym grobie na cmentarzu w warszawskim Powsinie. Przy mogile nie brakuje m.in. zabawek i samochodzików, które z pewnością należały kiedyś do Maksa. Po jego śmierci, Filip Chajzer wpadł w depresję i musiał chodzić na kosztowną terapię. Teraz wyjawił szczegóły, co się z nim wtedy działo.
- Nie znałem nikogo z takim poczuciem humoru, nigdy nie miałem bardziej mojego człowieka na świecie. Z racji tej bliskości mogłem odczytać sygnały, że on ciągle jest. Mówiąc wprost, uważam, że śmierć nie jest jednoznacznym końcem. Maks śnił mi się niemal każdej nocy. Budziłem się i zapisywałem nasze rozmowy. (...) Próbowałem szukać odpowiedzi na własną rękę. Śmierci dziecka nie da się racjonalnie wytłumaczyć. W ogóle nie da się wytłumaczyć - wyznał prezenter w rozmowie z magazynem "Viva".
Filip Chajzer musiał posiłkować się kosztowną terapią. Okazuje się, że u psychologa spędzał nawet 8 godzin w miesiącu. - Przeszedłem wiele terapii, spotkałem wielu bardzo mądrych ludzi na swojej drodze, bo mogłem sobie na to pozwolić. Terapia w Polsce to "sport" dla bogatych ludzi, jeśli godzina ze specjalistą w Warszawie kosztuje 500 zł. W najcięższych miesiącach wydawałem na terapię 4 tysiące złotych - powiedział.