O mężu Weremczuk niewiele wiadomo. Podobno jest inżynierem, nie zna branży showbiznesowej. Był jej rówieśnikiem i bardzo jej ufał. Świeżo poślubiona żona nie przyjęła jednak jego nazwiska, gdyż już od kilku lat pracowała jako menedżerka i nie chciała stracić potencjalnych klientów po takiej zmianie. Ślub odbył się wczesnym latem 2014 r., dwa lata po tym jak została zawodową opiekunką Karola.
Punktem zwrotnym w życiu Strasburgera i Weremczuk była śmierć żony aktora Ireny (†67 l.) w grudniu 2013 r. - Karol kompletnie się posypał. Czuł się, jakby świat się zawalił, a jego życie przestało mieć sens. To Małgosia wzięła na siebie odpowiedzialność, aby przywrócić go "do żywych". Wszak oprócz "Familiady" miał inne zobowiązania zawodowe, jest przecież popularnym prezenterem - opowiada znajomy pary.
Nic więc dziwnego, że pojawiły się plotki o tym, że zaczęło ich łączyć coś więcej niż sprawy zawodowe. Najpierw zaprzeczał aktor, twierdząc, że nie szuka sobie nikogo na stałe. Potem menedżerka: - Nie jesteśmy razem, łączy nas tylko przyjaźń - zapewniała w 2015 r. Sama jednak dodała, że odbija się to negatywnie na jej małżeństwie: - Odczuwam bardzo mocno skutki tej sytuacji, głównie w życiu prywatnym.
Jeśli wierzyć temu, co mówią, uczucie pojawiło się dopiero w 2017 r., kiedy to Weremczuk postanowiła rozwieść się z mężem. Wszystko skończyło się dość szybko, bo już na początku 2018 r. Małgorzata była rozwódką. W marcu oficjalnie ogłosiła swój związek z Karolem. - Mam świadomość, że dzieli nas duża różnica wieku, ale jakie to ma znaczenie? Kiedy ludzie są szczęśliwi, kochają się, rozumieją i wspierają, to jest to najcenniejsza wartość związku w każdym wieku - powiedziała i zaznaczyła, że do drugiego ślubu wcale jej niespieszno.