- Lubi pani żartować i śmiać się? Pani mąż, także aktor, Piotr Pręgowski, mówi, że nawet jak psy warczą, to pani się uśmiecha...
- Mam to we krwi. A najbardziej lubię żartować z moim mężem. Razem najlepiej nam to wychodzi. Czasami on nawet pyta, czy ja się kiedyś przestanę śmiać. Oczywiście w żartach. Ale to właśnie przez ten śmiech się poznaliśmy.
- Urzekła go pani pogoda ducha?
- Tak. Mówił, że spojrzał a tu stoi dziewczyna i tak suszy zęby i suszy. Tak go to zaciekawiło, że podszedł. No i już został.
- Rodzina aktorów, a na dodatek oboje tacy żartownisie. Bo z Piotrem, którego z kolei znamy jako Pietrka z "Rancza", to można boki zrywać. To nie jest zbyt męczące na co dzień?
- Ależ skąd! To tylko dowodzi, że nadajemy na tych samych falach. Jak trzeba, to milczymy, jak trzeba, to się wzruszamy. Jest nam po prostu ze sobą dobrze. I tak niezmiennie od lat.
- Słyszałam, że jest pani tak-że specjalistą od reklamy multimedialnej, dyplomowaną księgową, producentem wydawnictw na nośnikach elektronicznych i logopedą klinicznym - z dyplomem. Kobieta, co to żadnej pracy się nie boi?
- Próbowałam różnych rzeczy. Nigdy nie wiadomo, jaka umiejętność może się kiedyś przydać. Przecież lepiej umieć więcej niż mniej, prawda? Zresztą wciąż jestem skłonna podejmować nowe wyzwania. Wciąż jestem gotowa przeżywać coś nowego.
- Na brak zajęć, również tych pozazawodowych, nie może pani narzekać... Dom na wsi pewnie tego wymaga, a jeszcze zwierzęta...
- Nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt. Teraz mamy cztery koty i dwa psy. Jeden trafił do nas od pani, która teraz jest w hospicjum. Potrzebuje wiele ciepła, ale też wiele nam go daje. Bliskość zwierzaków, bliskość natury dodaje sił. Ale w mieście też dobrze się czuję.
- Gdzie spędzicie państwo święta?
- Oczywiście u nas na wsi, rodzinnie, z naszymi zwierzakami. Na pewno będą chciały z nami porozmawiać w noc wigilijną. Nie możemy przeoczyć tego momentu, może dowiemy się czegoś nowego o życiu...
- Będzie pani robić pierogi?
- A dlaczego pani pyta?
- Podobno kiedyś myślała pani o wprowadzeniu na rynek swoich słynnych pierogów lepionych z mąki pszennej i razowej. Miały nazywać się "Halinka", tak jak grana przez panią bohaterka.
- Ach, tak tylko sobie żartowałam. Ale pierogi istotnie wychodziły mi świetnie, wszyscy się zajadali.