W momencie opuszczania Tajlandii zespół dziennikarki dowiedział się, że pozwolenia na zdjęcia w Birmie zostały bez powodu cofnięte. Mimo to zapadła decyzja o realizacji programu.
- Planowaliśmy kręcić w miejscu, gdzie jest katastrofa ekologiczna, do czego najwyraźniej nie chcą się przyznać - mówi Martyna w TVN24 i dodaje: - Zdawaliśmy sobie sprawę, że wjeżdżamy tu nielegalnie. Liczyliśmy, że jakimś cudem to wszystko uda się zorganizować.
Niestety, rządząca Birmą junta wojskowa zagroziła deportacją, ekipa cały czas jest pod obserwacją.