Najostrzejszym krytykiem wczorajszej uroczystości okazał się dziennikarz brytyjskiego dziennika "The Sun", Gordon Smart.
"To nie była uroczystosć upamiętniająca ikonę popu czy największego artystę na świecie. To było przypomnienie, dlaczego Michael Jackson stał się głęboko nieszczęśliwym, samotnym człowiekiem, wiodącym całkowicie zdziwaczałą egzystencję" - napisał Smart.
Dziennikarz był oburzony tym, że choć Michael zawsze bardzo starał się chronić swoje dzieci (do wczoraj tylko raz widziano je bez masek), jego rodzina postawiła je na scenie przed kilkunastoma tysiącami ludzi zgromadzonych w hali i kilkoma milionami przed telewizorami. Największą "zasługę" ma tu Janet Jackson, która wręcz wypchnęła 11-letnią Paris Katherine przed mikrofon i zachęcała ją do powiedzenia czegoś o ojcu, mówiąc: "Głośniej, kochanie, bliżej mikrofonu".
Dziewczynka zdołała wypowiedzieć zaledwie kilka słów, o tym, że Michael Jackson był najlepszym ojcem, jakiego można sobie wyobrazić i że bardzo go kocha, po czym wybuchnęła płaczem.
"Gdy rodzina zgromadziła się na scenie, byłem zaskoczony, że dzieci Jacksona paradują naprzeciwko jego złotej trumny, trzymając w rękach pamiątki po nim. Nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem, że Janet Jackson obniża specjalnie mikrofon dla swojej bratanicy. Rozumiem, że Jankesi są ckliwi jak żaden inny naród, ale stawianie będącego w żałobie dziecka w centrum zainteresowania jest dyskusyjne" - napisał dziennikarz.