Wojciech Paszkowski, lektor, aktor dubbingowy, teatralny, musicalowy i filmowy oraz reżyser polskiego dubbingu - zmarł 23 sierpnia 2024 r., po dwóch udarach, w wieku 64 lat. Spoczął w grobie na cmentarzu w Konstancinie, razem ze swoją ukochaną żoną Agnieszką, która odeszła 23 listopada siedem lat temu.
- Agnieszka była przez ponad 30 lat wielkim wsparciem i ostoją, a gdy przedwcześnie odeszła, gdy jej zabrakło, osamotnionego Wojtka zaczęły dosięgać poważne kłopoty zdrowotne. Szczęśliwie w tych trudnych momentach zawsze miał wsparcie Dominiki z Łukaszem i Janka z Zuzią. Doceniał to, mówił o tym, bez wylewności, ale z taką wrodzoną szorstką miłością - mówił Jan Buchwald, reżyser, dyrektor teatrów.
Mistrz anegdoty i dubbingu
- Wojciech Paszkowski był warsztatowcem, eksplorował niełatwe pola artystycznej aktywności. W dubbingu stworzył wiele ról. A gdy już poznał wszystkie tajemnice tej sztuki, zajął się reżyserią. Stał się jednym z najwybitniejszych reżyserów dubbingu. Powszechnie lubiany, zwany „Paszkosiem”, mistrz anegdoty, dusza towarzystwa, ironiczny, z pasją oddany wędkarstwu i sztuce kulinarnej. Takim cię Wojtku zapamiętamy – mówił Jan Buchwald, który „Paszkosia” poznał jeszcze w szkole teatralnej.
Warszawska publiczność pamięta Paszkowskiego z ról Pana Kleksa czy Kapitana Haka w Teatrze Roma i Studio Buffo. Grywał także w filmach i serialach, takich jak "Złoty środek", "Ojciec Mateusz", "Na dobre i na złe", czy "Mrok". W kościele i na cmentarzu Wojciecha Paszkowskiego żegnały tłumy przyjaciół, aktorów, współpracowników i uczniów. „Wojtku pewnie chciałbyś wiedzieć, że przyszedł cały dubbingowy świat. Żegnały Cię wszystkie teatry. Aż zaległa cisza, ostatni akt się skończył” – napisali przyjaciele.
Żeby cię usłyszeć, włączę sobie bajkę
Dubbing był głównym zajęciem „Paszkosia” od lat. Aktor występował w roli m.in. Andy’ego Andersona w kreskówce „Świat według Ludwiczka”, Mike’a Wazowskiego w filmie Disneya „Potwory i spółka” czy Timona w trzeciej części „Króla Lwa”. Służył głosem postaciom w „Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym”, „Madagaskarze”, „Gwiezdnych wojnach: Ataku klonów” i wielu innych. Ale także reżyserował i uczył młodszych kolegów sztuki dubbingu.
- Żal, wielki żal. Żył zaledwie 64 lata. Dotknęło go cierpienie, choroba, ale był otoczony miłością córki Dominiki, syna Jana, wnuka Jakuba. Dzięki tej miłości żył. Poruszająco pożegnał go syn Jan pisząc: „żeby teraz usłyszeć twój głos, włączę sobie bajkę” - mówił ksiądz Andrzej Luter na mszy pożegnalnej w warszawskim Kościele Środowisk Twórczych.
Dzieci na pogrzebie w koszulkach z postaciami kreskówek
Dominika i Jan (dzieci Wojciecha Paszkowskiego) ubrani byli na pogrzebie taty w czarne koszulki z nadrukami postaci z kreskówek, którym głosu użyczał. - Postaram się być dzielna, tak jak ty byłeś dzielny tato. Ostatnie dwa lata to był jakiś błąd systemu – mówiła przez łzy córka Dominika.
Wojciech Paszkowski rzadko pokazywał na zewnątrz, jak bardzo cierpi. Dla wszystkich miał rozbrajający uśmiech, żart, anegdotkę.
W grudniu 2023 r. Paszkowski pisał w sieci: "Żyję już rok po rozległym drugim udarze. Pierwszy to był delikatesik. Z tego drugiego to cudem się wywinąłem, ale mam poudarową padaczkę. Leczę i skonsultowałem to z neurologiem. Biorę leki i jest ok, ale miesiąc temu były dwa napady.".
Wspomniała o tym też Małgorzata Niemirska, aktorka, a prywatnie sąsiadka Wojtka. - Gdy było źle, mówił: „boli mnie, ale tylko jak kaszlę”, gdy jego stan się poprawiał , widać było to natychmiast na jego twarzy – wspomniała Małgorzata Niemirska przy grobie.
Długa owacja na pożegnanie
Po mszy, gdy drewniana urna z prochami Wojciecha Paszkowskiego była wynoszona z kościoła, rozległy się kilkuminutowe brawa. To była tak głośna i długa owacja, że aż drżały ściany kościoła.
„Brawa niosły się po kościele jakby z nami był, jakby właśnie zagrał swoją największą i najtrudniejszą rolę. Zegar stanął, a one trwały, trwały i trwały…” - napisała po pogrzebie przyjaciółka aktora, Aleksandra.
A syn Jan podsumował uroczystość później na facebooku: "Dzisiaj zrobiliśmy ten dzień dla Ciebie, Tato. Tak bardzo dla Ciebie. Zupełnie jakby na chwilę zatrzymało się miasto… Zagrałeś dziś wspaniały spektakl, zakończony długimi i przejmującymi, przenikającymi do najgłębszych miejsc owacjami. Jak zawsze z resztą… przecież to standard sygnowany Twoim imieniem i naszym nazwiskiem. A my, skąpani we wrześniowym upale, podziękowaliśmy Ci za największą rolę jaką przyszło Ci tworzyć. Czyli rolę Samego Siebie."