- Miałeś zabrać mnie do Krzczonowa, gdzie matka pacierza cię uczyła... W Krzczonowie teraz kwitną łąki... O Wojtku, Wojtku, musiałeś się tak spieszyć do Sochaczewa? Tak się żalę... - mówił bp. Józef Zawitkowski łamiącym się głosem, stojąc nad trumną przyjaciela. - Zobacz, ilu masz wokół siebie dobrych ludzi...
Przeczytaj koniecznie: Zmarł Wojciech Siemion, ostatni, który znał tyle wierszy...
Rzeczywiście do kościoła św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach przyszły setki ludzi. Koledzy aktorzy, współpracownicy z Urzędu Marszałkowskiego. Młodzież, nie tylko warszawska, ale i ta z okolic Petrykoz (woj. mazowieckie), gdzie mieszkał aktor, oraz tłumy warszawiaków. Kościół nie mógł wszystkich pomieścić. Obecni byli m.in. Ignacy Gogolewski (79 l.), Lech Ordon (82 l.), Anna Seniuk (68 l.) oraz Ewa Szykulska (61 l.).
- To ostatni wieczór literacki, nie w Petrykozach, ale u Karola Boromeusza - mówił biskup.
Bo w Petrykozach właśnie aktor stworzył prywatną galerię. Chętnie zapraszał do niej artystów, wspierał ich. Ale my Wojciecha Siemiona zapamiętamy przede wszystkim z ról. Aktor zostawił po sobie kreacje w takich obrazach, jak "Zezowate szczęście", "Nie ma róży bez ognia" czy "Wojna domowa".