Znani aktorzy przyjechali do Zielonej Góry by zagrać przedstawienie "Imię". Niestety w trakcie spektaklu do głosu doszedł policjant, który przeszkodził w grze. Poinformował widzów, że zostawili swoje samochody na drodze pożarowej - w miejscu, w którym jest zakaz parkowania. Pogroził mandatami i odholowaniem aut na ich koszt.
- Na początku się przestraszyłyśmy. Ja nie wiedziałam, że to jest policjant. Dopiero jak się odwrócił to zobaczyłam napis policja. Wejście policji było raz, a później przerywali ludzie, którzy wracali. Mówili, że jeszcze czyjś samochód został. Nawet jeden pan chciał czytać numery rejestracyjne. Ale wtedy już aktorom ręce opadły i zeszli ze sceny - powiedziała RMF FM pani Wiesława, która była na spektaklu.
Tłumaczenie organizatorów
"Policjant, który wszedł na salę, miał do tego prawo, jednak przekroczył swoje kompetencje poprzez wtargnięcie na scenę i przerwanie spektaklu. Pojawienie się policjanta wprowadziło panikę i zaskutkowało wielokrotnym zakłócaniem spektaklu przez niektórych widzów. Z otrzymanych przez nas informacji wynika, że policjant nie chciał się wylegitymować" - czytamy w oświadczeniu. Teraz organizator chce dołożyć "wszelkich starań aby pociągnąć do odpowiedzialności pracownika policji z art. 231 § 1 KK", gdyż poniósł "ogromne straty finansowe". W ramach rekompensaty zaproponował widzom, że dostaną bilety na inne wydarzenia.
Policja jest innego zdania
Policja z Zielonej Góry twierdzi, że funkcjonariusz nie przerwał występu. Miał dostać zgodę aktorów na poinformowanie widzów o złym zaparkowaniu samochodów. Wszystko miało trwać kilkadziesiąt sekund. Stwierdzono także, że uchronił widzów przed kosztami nałożenia mandatów, które wynoszą 100 złotych. Holowanie to z kolei wydatek 550 złotych. Dodatkowo kierowcy otrzymaliby 1 punkt karny.
Za holowanie trzeba zapłacić 550 złotych, a mandat wyniósłby 100 zł. Kierowca otrzymałby też 1 punkt karny. Według policji pod znakiem zakazu postoju jest duża tablica informująca, że zaparkowane samochody będą odholowane na koszt właściciela. Funkcjonariusze prawa mieli zostać poinformowani o źle zaparkowanych samochodach przez jeden z okolicznych mieszkańców.