Seryjna morderczyni mężów
Teofila Gburek, bo tak miała na imię i nazwisko słynna czarna wdowa, urodziła się na terenie dzisiejszej Polski, jednak rok później wyemigrowała z rodzicami do USA. Mieszkała w jednej z dzielnic Chicago, gdzie sporą część stanowili polscy emigranci. Od dzieciństwa Tillie Klimek lubiła gotować i była ze swoich umiejętności szeroko znana, podobnie jak ze zdolności przewidywania niektórych zdarzeń z przyszłości, np. śmierci zwierząt domowych, m.in. psa sąsiadów o imieniu Fido.
Jako osoba dorosła wiązała się z kolejnymi polskimi mężczyznami, jednocześnie budowała swoją legendę osoby miewającej prorocze sny. Po raz pierwszy wyszła za mąż w 1890 roku, w wieku zaledwie 14 lat za Józefa Mitkiewicza (+40 l.), z którym żyła przez 24 lata i miała z nim dwoje dzieci. Pod koniec życia męża zaczęła mówić otoczeniu o swoich proroczych snach, w których jakoby przewidziała datę jego śmierci. Na dwa tygodnie przed jego śmiercią w męczarniach miała zakupić czarny materiał. - To na pogrzeb męża – wyjaśniła Tillie obsługującej ją sprzedawczyni. - Bardzo mi przykro. Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje. A kiedy małżonek umarł? - zapytała zatroskana sklepowa. - Za dwa tygodnie – odparła jej wówczas Tillie. Józef Mitkiewicz został pochowany na Narodowym Polskim Cmentarzu Katolickim Wszystkich Świętych w Chicago. Syn pary, Joseph Charles Mitkey (+68 l.) został pochowany z kolei w Hillside na cmentarzu Królowej Nieba.
Podobne okoliczności towarzyszyły śmierci jej drugiego męża, Jana Ruskowskiego oraz konkubenta Józefa Guszkowskiego, którzy zmarli w 1914 roku, czyli w roku śmierci Mitkiewicza. Jej kolejny mąż, Franciszek Kupczyk (+40 l.), zmarł w 1921 roku, również po rzekomych proroczych snach żony, która nawet za jego życia kupiła dla niego trumnę. Został w niej pochowany na Cmentarzu św. Wojciecha w Niles, tam gdzie spoczywają także rodzice Klimek - Michał i Michalina Gburek, którzy pochodzili z Rówienicy (woj. kujawsko-pomorskie).
Kilka tygodni później kobieta wyszła za mąż powtórnie, za Józefa Klimka, który również wkrótce po ślubie zaczął chorować, jednak dzięki interwencji rodziny trafił do szpitala. W czasie badań stwierdzono u niego podtrucie arszenikiem!
Klimek przyznała się do podtruwania męża w nadziei, że zgony poprzednich mężów nie będą badane, jednak policja chicagowska zdecydowała się włączyć tamte śmierci do sprawy, badając rzekome prorocze sny kobiety. Dowodem przeciw niej był fakt, że na każdym zgonie męża kobieta zyskiwała finansowo. Zmarli mężczyźni zostali ekshumowani, a w ich ciałach również odnaleziono arszenik. W czasie śledztwa wykryto także, że otruci umierali także skonfliktowani z Klimek sąsiedzi, zwierzęta, kobiety, o które była zazdrosna, oraz konkubenci, którzy ją porzucili. W trakcie śledztwa Klimek jako wspólniczkę wskazała kuzynkę, Nellie Kulik.
Tillie najczęściej częstowała swoje ofiary zatrutym bigosem, zupą jarzynową lub wypiekami, które zawierały "specjalną przyprawę" – arszenik. Rozdawała także zatrute cukierki, m.in. wścibskim sąsiadom.
W 1923 roku odbył się proces obu kobiet. Zostały one oskarżone o otrucie 20 osób, w tym 13 ze skutkiem śmiertelnym, ale nie wszystkie otrucia zostały udowodnione, bo oskarżone nie przyznawały się do stawianych zarzutów. Obie zostały skazane na dożywotnie pozbawienie wolności; tak wysoka kara nigdy wcześniej nie została wymierzona kobiecie w hrabstwie Cook.
Nellie Kulik miała z pomocą kuzynki zamordować swojego pierwszego męża, Wojciecha Sztrymera, ich dzieci - bliźniaki Zofię i Benjamina oraz swoją dwuletnią wnuczkę, Dorotę. Mimo tych zbrodni po roku została zwolniona z więzienia. Tillie Klimek zmarła 20 listopada 1936 roku w więzieniu Joliet na zawał serca i została pochowana w na Bohemian National Cemetery w Chicago. Do dziś w historii Chicago jest najbardziej krwawą seryjną zabójczynią o największej liczbie ofiar.
Żona Krzysztofa Klenczona i jej historia
Alicja Klenczon-Corona za czarną wdowę uważa swoją babcię, która pochowała aż czterech mężów. - Moja babcia - ale ona była medium, kobietą fatalną, o nadprzyrodzonych zdolnościach - zawsze pytała mnie, co mi się śniło. I mówiła: a, to teraz czekają cię kłopoty w szkole. Albo przed innymi rzeczami ostrzegała. No i zawsze to się sprawdzało. Mówiła też, pamiętam, że jeśli nie chcemy zapomnieć, co nam się śniło w nocy, nie możemy po przebudzeniu patrzeć w okno - zaczęła wdowa po Krzysztofie Klenczonie, legendarnym wokaliście i muzyku Czerwonych Gitar.
Określiła ją potem mianem czarnej wdowy. - Była czarną wdową. Cztery razy za mąż wychodziła i cztery razy szybko jej mężowie umierali. Wszyscy wojskowi. Pierwszy- Słowak, służący w wojskach polsko-węgierskich. Niecałe dwa dni byli małżeństwem jak wybuchła I wojna światowa. Szybko trafiła go kula. Babcia twierdziła, że to małżeństwo nie doczekało się nawet skonsumowania. Drugiego męża, Polaka, kapitana, poznała chyba w 1919 roku, w Toruniu. Z nim była najdłużej, bo zbierze się z pięć lat. Doczekali się dzieci: starszego wujka Miecia i mojej mamy. Po raz drugi wdową została w 1924 albo 1925 roku. Nie, dziadek nie zginął na wojnie. Co za ironia losu, polscy oficerowie mieli w zwyczaju grywać sobie w karty. I zaziębił się podczas takiej długiej partyjki brydża. Zmarł wkrótce na zapalenie płuc. Cholernie był przystojny. Zarówno trzeci, jak i czwarty mąż babci jeszcze krócej zabawili na tym świecie u jej boku. Aż w końcu babcia sama zaczęła mówić o sobie właśnie tak: jestem kobietą fatalną. Z babcią łączyła mnie szczególna więź, bo moi rodzice, kiedy byłam dzieckiem, wyjechali do Stanów. Ja nie dostałam zgody, pewnie władza zostawiła mnie w kraju „pod zastaw”. Zostałam więc pod opieką babci - powiedziała Alicja Klenczon w rozmowie z "Gazetą Krakowską".
Sama także miała czterech mężów i trzykrotnie owdowiała. Ostatnim małżonkiem Alicji Klenczon-Corona (z domu Cywińska) jest Meksykanin o imieniu Joe, z którym jest od wielu lat.
Przypomnijmy, że z Krzysztofem Klenczonem (+39 l.) była w latach 1967-1981, do jego śmierci spowodowanej wypadkiem samochodowym w Chicago. Małżonkowie mieli dwie córki: Caroline (ur. 1969) i Jaqueline (ur. 1973). Legendarny muzyk został pochowany na cmentarzu komunalnym w Szczytnie, gdzie spędził dzieciństwo.