"Super Express": - Dziś Polacy zagrają z Czechami o przejście do historii polskiego sportu - o pierwsze zwycięstwo na EURO i wyjście z grupy wielkiej imprezy, co nie udało nam się od Mundialu w 1986 roku. Ma pan receptę na to, jak zagrać, żeby zapisać tę piękną kartę?
Jan Nowicki: - Recepta jest prosta - skoro z Grekami zagraliśmy dobrze pierwszą połowę, a z Rosjanami drugą, to po prostu musimy zagrać dobrze całe spotkanie.
- Na jaki wynik pan stawia?
- Śmieszą mnie te wszystkie babinki, które z przekonaniem krzyczą, że będzie tyle a tyle. Ja obstawiam w cichości ducha - zamykam oczy i wyobrażam sobie, jak może potoczyć się spotkanie.
- Jak się to sprawdzało do tej pory?
- Wie pan, ja się na piłce w ogóle nie znam. Wyznaję się w niej tak samo, jak koguty, świnie czy jeże, które przewidują wyniki. Ale intuicja podpowiedziała mi, że będzie remis z Grecją i Rosją. Trafiłem. Teraz coś mi mówi, że z Czechami będzie ciężko wywalczone zwycięstwo. Zresztą nie może być inaczej, bo się zabiję.
- Mecz z Rosją pokazał, że stać nas na awans?
- Och, to był fenomenalny mecz. Rosjanie grali świetnie, ale, jak Boga kocham, siada im kondycja. Myśmy ich dorwali fizycznie.
- Nawet Anglicy nas chwalili za ten mecz. To, że nam się podobał, to naturalne.
- Coś panu powiem - sam po sobie widzę, że kibic to taki idiota. Przecież ja oglądałem ten mecz w jakimś amoku. Były takie emocje, że byłem wręcz nieprzytomny. Kiedy Błaszczykowski strzelił gola, to wie pan, co krzyknąłem?
- "Jeszcze jeden"?
- Nie. "Wisła Kraków!".
- Poziom emocji rzeczywiście był wysoki.
- Ten okrzyk był kompletnie bez sensu, ale przecież on wcześniej grał w Wiśle, a ja jestem starym Krakusem. Więc widzi pan - idiota (śmiech).
- A jak do tej pory wrażenia z EURO?
- Zafascynowali mnie choćby dwaj sympatyczni Rosjanie, z którymi oglądałem mecz z Rosją. W momencie, gdy zabrzmiał hymn Rosji, obaj wstali, podczas gdy obecni tam Polacy siedzieli. Natomiast, kiedy zagrano "Mazurka Dąbrowskiego" obaj stali dalej. Strasznie mnie to ujęło. Przecież hymn narodowy niekoniecznie wiąże się ze sportem. Szacunek dla niego to elementarna sprawa. Tak jak wchodząc do kościoła, zdejmuje się czapkę, tak słysząc hymn jakiegokolwiek kraju, też trzeba się odpowiednio zachować. Rosjanie to potrafili.
- Jak pan ocenia postawę naszych piłkarzy?
- Nawet nie chodzi o samą grę Polaków. Najbardziej wzruszyli mnie nasi chłopcy, których tak tępi ten niemądry Jasiu Tomaszewski.
- Chodzi o Perquisa, Polanskiego i Obraniaka?
- Właśnie o tę trójkę. Przecież to wielki zaszczyt, że oni grają dla nas. Historia niesłychanie sponiewierała ludzi i rozrzuciła ich po całym świecie i to, że ich potomkowie wracają do korzeni i grają dla Polski, to tak jakby naprawiali błąd dziejowy. To jest coś absolutnie fantastycznego. Te powroty wprowadzają porządek do tego niezwykle okrutnego, pokręconego świata.
- Naprawiają błąd historii i do tego są jednymi z filarów naszej kadry. To faktycznie piękne.
- Absolutnie ujęło mnie to, jak zobaczyłem otwartą ranę Damiena Perquisa w meczu z Rosją. Tak twardo walczył. Nie dość, że zostawił serce i zdrowie na boisku, to jeszcze przed EURO do ostatniej chwili walczył o możliwość gry w naszej kadrze po tym, jak złamał sobie rękę. To wspaniałe, że ktoś, kto ma babcię czy dziadka pochodzącego z Polski, tak chce dla nas grać.