Od czasu śmierci ukochanego męża Ewa Krawczyk (63 l.) wylała już nie morze, a ogromny ocean łez. Wdowa po artyście myśli o nim każdego dnia, a szczególnie trudna jest dla niej Wielkanoc. To dokładnie w lany poniedziałek 2021 roku Krzysztof Krawczyk nagle zmarł. ZOBACZ WIĘCEJ: Żona ratowała Krzysztofa Krawczyka. Znamy przyczynę śmierci. Wstrząsające szczegóły
Na szczęście w minione świąteczne Ewa Krawczyk dni miała przy sobie bliskich. W niedzielę do przyjechała do niej rodzina, a w poniedziałek otoczyła się przyjaciółmi. I choć dzięki temu było jej raźniej, smutek z jej serca nadal nie znika.
– Mówi się, że czas leczy rany, ale w moim przypadku tak nie jest – mówi w rozmowie z "Super Expressem" Ewa Krawczyk. – Dopiero zaczynam raczkować, ale mogę już wyjść do ludzi, rozmawiać. Jednak moje życie ciągle wygląda tak samo: dom, cmentarz, kościół. W dalszym ciągu jestem w wielkiej traumie, jest mi smutno, tęsknię za Krzysiem – mówi nam poruszona.
Ewa Krawczyk tęskni za mężem
Nawet otoczona bliskimi, kobieta nie potrafi się cieszyć.
– Cały czas jestem samotna, bo to nie jest tak, że ktoś przyjdzie i człowiek zaraz tryska humorem. To się tak nie da... Jeszcze nie jestem gotowa na takie uroczystości. Cały czas jestem depresyjna, to nie jest tak, że mi przeszło. Cały czas tęsknię za Krzysiem, brakuje mi go – mówi nam Ewa Krawczyk. – Pocieszam się, że Krzyś dostał wielką łaskę od Boga, bo urodził się 8 września - w urodziny Najświętszej Maryi Panny, zmarł na Zmartwychwstanie Pana Jezusa o 15.05 - czyli w godzinę miłosierdzia Bożego, a 13 maja, kiedy odbędą się uroczystości rocznicowe, to dzień fatimski. Czyli jest to ogromna łaska. Trzeba być szczęściarzem, żeby wybrać sobie datę urodzin, śmierci i obchodów rocznicowych. Myślę, że Krzyś u Boga ma już jakieś chody – uśmiecha się pani Ewa.
Listen on Spreaker.