- Daniel Olbrychski to bohater mojej młodości - opowiada "Super Expressowi" Krzysztof Krawczyk. - Kiedyś nie było telewizji, więc ojciec czytał nam Trylogię. Wtedy postacie Kmicica, Azji były dla nas fascynujące! A potem, kiedy zobaczyłem sfilmowaną Trylogię, szczęka mi opadła, stałem się wielkim fanem Daniela - opowiada.
Od tego czasu piosenkarz marzył, by poznać aktora.
- Poznaliśmy się 20 lat temu, w Chicago, w klubie Cardinale, w którym śpiewałem w weekendy - mówi pan Krzysztof. - Podobało mu się to, co robiłem. Potem usiedliśmy przy stoliku, zaczęliśmy opowiadać o sprawach duchowych. Stwierdziliśmy, że jesteśmy na tej samej drodze niekrzywdzenia drugiego człowieka. Pamiętam, że wtedy obaj powiedzieliśmy, że nie będziemy już więcej wbijać Chrystusowi gwoździ cierpienia. Potem, już w domu, marzyłem, żeby zasłużyć na bycie jego przyjacielem. I poznałem go, Daniel gościł w moim domu! Powiedział mi wtedy: "Możesz mówić do mnie Danek - tylko kilka osób tak mnie nazywa". Krzysztof Krawczyk ubolewa, że zbyt rzadko spotyka się z przyjacielem.
- Nasze zawody nie pozwalają na częstsze spotkania. Dużo nas łączy, obaj mamy synów, rozbite małżeństwa za sobą. Próbujemy w jakiś sposób zadośćuczynić za krzywdy... - opowiada Krawczyk. - A teraz nagraliśmy wspólnie piosenkę pod tytułem "Z kobietami to różnie bywało", która ukaże się na mojej najnowszej płycie pt. "Nigdy nie jest za późno". Żebyśmy zaśpiewali razem, to był pomysł mojego menedżera, Andrzeja Kosmali. Nagranie trwało 20 minut... Tak byliśmy zgrani i zauroczeni piosenką i sobą.