Teraz już na zawsze pozostanę w mieście, które kocham, gdzie spotkało mnie wszystko, co najlepsze - cieszy się Jerzy Antczak.
Na uroczystość przyszły tłumy łodzian, zwykła publiczność pamiętająca ekranowe dzieła Jerzego Antczaka: "Mistrz", "Hrabina Cosel", "Dama kameliowa". Ale przede wszystkim wdzięczna reżyserowi za wciąż chętnie oglądany film i serial "Noce i dnie" według powieści Marii Dąbrowskiej. Film był w 1976 roku nominowany do Oscara.
- Warszawa trzęsła się ze śmiechu, że robię film, jak Bogumił sadzi buraki, a Barbara ciosa mu kołki na głowie - wspomina. - Ale ja wiedziałem, że to się uda, bo pomysł podsunęła mi moja żona Jadzia Barańska. A odkąd ją spotkałem, wszystko, czego się tknąłem, zawsze się udawało! Jak ja bym skończył, gdyby Jadzia nie została moją żoną? - zastanawia się. - Zgubiłyby mnie bankiety, balangi i koledzy Z Leosiem Niemczykiem przehulałem przecież niejeden film w łódzkim Grand Hotelu - mówi z rozrzewnieniem, patrząc czule na swoją żonę muzę, piękną kobietę i świetną aktorkę, Jadwigę Barańską.
Niedawno Jerzy Antczak, tegoroczny jubilat (25 grudnia obchodzi 80. urodziny), od 30 lat zamieszkały w USA, wydał (już w księgarniach) swoje wspomnienia pt. "Noce i dnie mojego życia". Fascynująca lektura!