Była prezenterka telewizyjna rozwodzi się po 23 latach małżeństwa. Jak sama przyznała dalsze trwanie w tym związku: "to nie byłoby życie, tylko wegetacja". W rozmowie z "Vivą" dogryza mężowi w sposób, który może mu się nie spodobać.
- Kiedy kobieta mówi: "Ja mu jeszcze robię awantury", to znaczy, że ona jeszcze kocha. Ale jak jej nie interesuje, co on je, co on myśli, gdzie on bywa, gdzie śpi, co ma do powiedzenia, to znaczy, że już nie kocha. Tylko, że u mnie było odwrotnie. To ja czuję się opuszczona. Nie ja odchodziłam... (milczenie) - wyjawiła Paulina Smaszcz-Kurzajewska. - Mam ogromny szacunek dla Maćka. Jest bardzo inteligentnym, błyskotliwym, rewelacyjnym facetem i genialnym ojcem. Ale zauważyłam w pewnym momencie, że przestałam wzbudzać jego zainteresowanie. Że nie ciekawi czym się zajmuję, jak się czuję - dodała.
Potem przytoczyła przykłady. Wspomniała, że nie bywał na jej szkoleniach i nie przeczytał jej pracy doktorskiej. - Wysłałam mu otwarcie mojego doktoratu, wiedział, jakie to jest dla mnie ważne, ale zobaczyłam, że nigdy tego pliku nie otworzył. Co to oznacza? - zapytała retorycznie Smaszcz-Kurzajewska.
Potem prezenterka wspomina o tym, że wyprowadziła się z ich domu i wyprzedaje rzeczy, które kojarzą się jej z mężem.
- Maciek zawsze mówił: "Ale ja cię przecież kocham", "Ale ty mi się zawsze podobasz". Ale... ty czujesz, że jest coś nie tak. Wpadasz w żal. (...) Cały czas płaczę... Przychodzi taki moment, że nic cię nie cieszy. (...) Bo stworzyłam dom, który był pełen miłości, więc myśl, że mogłabym w tym domu żyć bez Maćka, byłaby dla mnie nie do zniesienia. (...) Ja w tych moich pięknych ciuchach, tych kolczykach, kandelabrach, z tymi wszystkimi torebkami chciałam podobać się jemu. Chciałam być jego kobietą, z której on jest dumny. Nasze małżeństwo się skończyło, więc już tego nie potrzebuję... Po co mi to? - powiedziała Smaszcz-Kurzajewska.
Kobieta i hormony. SPRAWDŹ!